poniedziałek, 26 października 2015

Rozdział 5

**Oczami Ashley (następny dzień, obiad w wielkiej sali)**
- witam drodzy uczniowie, mamy dla was specjalne ogłoszenie.- powiedziała McGonagall stając przy mikrofonie. - za kilka tygodni święta, a my zrobimy coś zupełnie innego. 24 grudnia, zaprosimy na kolacje wasze rodziny, a jeśli będziecie chcieć, to także przyjaciół- powiedziała.- powiem wam już, że wolne macie od 10 grudnia. A lekcje zaczynają się z powrotem 07 stycznia. Ferie będą od 20 stycznia do 7 lutego.
Ale o tym jeszcze będziemy mówić. Możecie wrócić do swoich zajęć- mówiła, a po skończonej przemowie każdy wrócił do swoich spraw.
- emm...znamy się już sporo czasu, a ja nawet nie wiem, czy macie jakieś rodzeństwo i jacy są wasi rodzice- zaśmiała się Van.
- to hmm... moja mama ma na imię Rebeka a ojciec Cristof. Mam młodszego brata, Lucasa, ma 2 lata.- powiedziała Alexa.
- moi rodzice nazywają się Priscila i Frank. Jestem jedynaczką- uśmiechnęła się Eve.
- moja mama ma na imię Ellen, a tata Gregore. I też jestem jedynaczką.- również się uśmiechnęłam.
- a ja mam starszego brata Carola, mamę Jamie i tatę Henrego- powiedziała Nessa.

**po obiedzie**
- co wy na to, aby zabrać Ron'a, Hermonię i Harry'ego i się przejść?- zapytała Over.
-okey- uśmiechnęłyśmy się po czym wszystkie poszłyśmy szukać wspomnianych wcześniej osób.
- Hermiona!- zawołałam widząc dziewczynę. Odwróciła się w moją stronę i razem z Harry'm i Ron'em podeszła do nas.
- Co wy na to aby się przejść?- zapytała Alex.
- pewnie- powiedział za wszystkich Potter więc wyszliśmy z Hogwartu.
- Hermiona co ci jest?- zapytała Nessa brunetki. Faktycznie, Granger była dziś trochę zamyślona...
- nic..wszystko okey- odparła blondynka.
- na pewno?- chciałam się upewnić.
- na pewno- rzekła po czym się uśmiechnęła.
Po jakimś czasie byliśmy...za Hogwartem. Pod jedną wieżą. Usiedliśmy na trawie i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Około godziny 18:30 wróciliśmy do szkoły.

Po kolacji pożegnałam się ze wszystkimi, ponieważ musiałam iść do łazienki.
Gdy opuściłam pomieszczenie, ruszyłam w stronę dormitorium. Zobaczyłam Dracona. Ale nie był on sam.. Był z Tori, Pansy, Gregory'a i Vincent'a... Stał z nimi...Neville! Oni się po prostu z niego śmiali!
- no tak, tak Longbottom...jeślibyś jeszcze wolniej myślał, zacząłbyś się cofać-
zakpił Draco, a cała grupa się zaśmiała.
-  Malfoy!- znikąd pojawił się Hrry i Ron, a ja dalej obserwowałam to z ukrycia.
-Co jest bliznowaty?- zaśmiał się blondyn.
- Możesz go zostawić?- zapytał wściekły Weasley.
- Nie nie może- wtrąciła się Pansy.
- ktoś cię pytał o zdanie?- warknął Ron.
- Longbottom, przecież nic się nie dzieje. Prawda?- Malfoy zwrócił się do Neville'a, a chłopak tylko spuścił głowę.
- Czy ci do reszty odwaliło Malfoy?- zapytał Harry,
- mi odwaliło...?- nie dokończył, bo brunet mu przerwał.
- Zmieniłeś się...wiesz, że ona cierpi...-szepnął. Słyszałam. Po co mu to mówił?!
- a co mnie interesuje jakaś nędzna szlama?- zakpił.
Moje oczy zaszły łzami. Obraz się zamazywał. Szybko odbiegłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Czemu mi to zrobił...?


**Oczami Draco**
Widziałem. Widziałem ją. Wiem, że mnie słyszała.
Słyszałem jak odbiega. Miałem ochotę pobiec za nią i wszystko wytłumaczyć.
Ale nie mogę. Muszę wytrzymać.
- coś jeszcze Potter? Wiesz już że A..ta szlama mnie w ogóle nie interesuje, więc co tu jeszcze robisz?- zakpiłem.
-wiesz co? Sam nie wiem co tu jeszcze robię. Szkoda mi tylko że ASHIS przez Ciebie tyle ucierpiała- Powiedział. Wiedział, że przegiął. Wiedział, że nie powinien mówić do niej Ashis. Wiedział, ile to dla mnie znaczy. Chciał mnie złamać.
Ale nie mogę.
Nie mogę się poddać.
Muszę walczyć dalej.



**Oczami Ash, 10 listopad**
Nienawidzę go! Nienawidzę!
Dupek! Idiota! Debil! Ehh...szkoda słów!
Nienawidzę go! Po prostu nienawidzę!
Kogo nienawidzę? Draco.
Ten debil od kilku dni niszczy mi życie!
Co dziś zrobił? Neville'a,  gdy powiedziałam mu, aby przestał, zaczął się śmiać z...Alex. Dziewczyna jest bardzo wybuchowa, więc....no rzuciła jakieś zaklęcie, a ten debil się schylił, więc odbiło się od lustra, a od lustra w żyrandol, ten spadł proso przed nogi Snape'a. Wzięłam winę na siebie. Alex chciała powiedzieć prawdę, mówiła.
Potem dołączyła się też Eve, a z nią Van. Za Al wstawił się też Dylan, za Eveline Peter, a za Nesse Eric. No i skoro oni się też wstawili do tego wszystkiego doszło kilka osób. Psor się wkurzył i ukarał całą grupę, fajnie co nie? Wyczujcie ten sarkazm...eh...
No i jestem z dziewczynami w drodze do wielkiej sali. Przy obiedzie profesor dobierze nas w sześcioosobowe grupy. Potem w dwójki. No i będziemy chodzić do lasu z Hagridem. jedna rupa na jeden dzień. Po 21:00.
- Witam was na kolacji, em....słyszałem, że dziś osoby, które miały lekcje z profesorem Severusem Snape'm, podpadły mu.Wiedzą jaka będzie kara. Teraz zapraszam profesora- mówił Dumbledor.
- a więc, nie zacznę już dobierać was w grupy.
Grupa pierwsza:
  Jamie Coleman z Freddie Wilson
  Pansy Parkinson z Ashley Colins
  Cody Oldman z Emily Smitch
Grupa druga:
  Eveline Over z Betie Hick
  Dennis McLewis z Victorią Murphy
  Marie Baker z Alex Sparks.
Grupa trzecia:
  Draco Malfoy z Blaise Zaibini
  Dylan Jones z Lily Traver
  Jack Flynn z Bobbie Smipson
Grupa czwarta:
  Peter Morgan z Eric Parker
  Cece McCras z Katie Edwards
  Michael Fosher z Gabi Baines
Są cztery grupy. Pierwsza grupa idzie dziś. Druga jutro itd. O godzinie 20:55 idziemy...macie czekać na schodach przed szkołą- powiedział psor i zszedł z podestu.
- bosz.... najchętniej to zabiłabym go gołymi rękami..- warknęłam smarując kromkę chleba.
- kogo chcesz zabić?
- zapytała Hermiona dosiadając się do nas z Ronem i Harry'm.
- Malfoya- znów warknęłam.
- co znów odwalił ten debil?- zapytał Potter, a ja opowiedziałam im całą historię.
- co za palant!- krzyknął Weasley.
- kto znów jest palantem?- zapytała Dra...Malfoy pojawiając się obok.
- kto? To chyba jasne, że ty- warknęłam.
- o jacie...królewna boi się iść do lasku?- zadrwiła Parkinson.
- weź się już ucisz Parkinskon- warknęła Granger.
- ej, ej, ej, trochę szacunku szlamo- warknęła brunetka.
- za dużo sobie pozwalasz...- mruknęłam pod nosem.
- co? To mnie czy ciebie zostawił przyjaciel? To ja byłam za mało dla niego dobra, czy ty? To ty czy ja nie zasługiwałam na jego przyjaźń?- zapytała Pansy. Spojrzałam na Malfoy'a, tak jakby się...zmieszał? Może mi się zdawało... Mój wzrok znów skierował się na Parkinson.
- Skoro mnie zostawił, to znaczy, że nie był prawdziwym przyjacielem. To nie ja byłam dla niego za mało dobra, tylko on myślał, że jest lepszy. To nie ja nie zasługiwałam na jego przyjaźń, skoro to on mnie nie doceniał. Skoro nie chce mnie znać to już ie moja wina. Mogę powiedzieć, że już mnie to nie obchodzi...- mówiłam, ale brunetka mi przerwała.
- myślisz, że ci uwierzymy? Każdy wie, że byłaś w nim szaleńczo zakochana, więc...- nie dokończyła. Tym razem to ja jej przerwałam.
- Powiem tyle: Byłam nim zauroczona. ZAUROCZONA. Rozumiesz? Każdy wie, że to ty straciłaś dla niego głowę- uśmiechnęłam się po czym bez słowa odeszłam.
Zaraz mnie szlak trafi!!Ygh...Mam ich dość!

**Oczami Pansy**Nowość**
Co ona powiedziała?!
- Emm....Pansy...Ty tak na serio?- zapytał Goyle.
-ale co?- udawałam głupią.
- bujasz się w Malfoy'u?- zapytał Blaise.
- nie.- skłamałam.
- Parkinson, lepiej już nie kłam. Nic ci to nie da.- zaśmiała się Sparks. Egh! Nienawidzę ich!


**Oczami Ashley**
Już jest 20:50 więc żegnając się z przyjaciółkami ruszyłam w stronę umówionego miejsca.
- są wszyscy?- zapytał Snape. Gdy zobaczył, że cała grupa est obecna, ruszyliśmy w stronę domu Hagrida.
- witam was!- uśmiechnął się leśniczy na nasz widok.- Severusie, możesz już iść.- zwrócił się do profesora, którego chwilę potem nie było.- Wiem jak jesteście podzieleni, więc...Pansy i Ashley pójdą w tamtą stronę, Jamie i Freddie w tamtą a Cody i Emily w tą.- powiedział gdy byliśmy w lesie- ja z Kłem idziemy w tam- dodał. Każda dwójka miała lampy naftowe, więc widzieliśmy...nawet. Z Parkinson szłyśmy w ciszy, dopiero po jakimś czasie dziewczyna się odezwała.
- nadal nie rozumiem, jak Draco mógł z tobą chodzić- powiedziała.
- to już nie moja wina, że nie rozumiesz- powiedziałam.
- on jest przecież Malfoy'em, Ślizgonem, jak mogłaś mu się podobać?- dziwiła się.
- też się dziwię, że mi się podobał...Myślałam, że jest inny...ale nadzieja matką głupich- odparłam rozglądając się. Po chwili dostałyśmy się na...polanę? Nidy tu nie byłam...
- słyszałaś to?- zapytała odwracając się w drugą stronę. Spojrzałam w stronę, którą patrzyła brunetka. Ucichłyśmy. Po chwili zauważyłam coś...białego...w jakiejś mazi...
- to Iferius- powiedziałam do Parkinson.
- że c-co?- nie zrozumiała.- Wiejemy!- pisnęła i odbiegła, a ja za nią. Spojrzałam przez prawe ramie i dostrzegłam to coś. Biegło za nami.-Cruciatus!- krzyknęła Pansy mierząc w niego różdżką. To nic nie dało. No tak! Inferiusy nie odczuwają bólu, więc zaklęcia takie jak Cruciatus nic nie dadzą....myśl Ashley, myśl..- czemu nic mu się nie stało?- zapytała Parkinson.
- To Inferiusy. One nie odczuwają bólu....pamiętasz jakie było zaklęcie- pytałam nie przestając biec.
- nie...!- pisnęła.
- emmm...Incendio!- krzyknęłam z wymierzoną różdżką w "to coś". Po chwili przed Inferiusem pojawiło się pełno płomieni. Inferius zniknął...po prostu zniknął...Nie wiem czy się spalił czy...nie wiem co....
-nic ci nie jest As...Pansy?- Malfoy. Czy on chciał powiedzieć Ash?
- emm...nie, ale ona chciała rzucić na mnie zaklęcie, żeby to coś zajęło się mną, a nie nią!- krzyknęła wskazując na mnie. Myślałam, że większego szoku nie dostanę, ale....
- Pansy nie kłam.- on to powiedział. ON stanął po mojej stronie.
- c-co?- zdziwiłam się, a Draco na mnie spojrzał.- czemu to powiedziałeś? Czemu stanąłeś po mojej stronie?- nie wierzyłam.
- no...em....- jąkał się. Niestety nie skończył, ponieważ Hagrid mu przerwał.
- co to było? Co was goniło?- zapytał.
- Inferius- szepnęłam, a leśniczy pobladł.
- On tu jest...jest gdzieś blisko...- szeptał.
- kto tu jest?- zapytał Oldman. Rubeus spojrzał na Malfoya, a blondyn zbladł. Zrozumiałam. Ale czemu Draco tak zareagował.
- możemy...?- zaczęłam, ale Hagrid mi przerwał.
- nie, że możecie, wy MUSICIE iść teraz do szkoły. Malfoy, ty idziesz do Sanpe'a i pytasz o wiesz co. Colins, ty i reszta idziecie do McGonagall i czekacie na Dracona i profesora Severusa. Teraz. Szybko.- rozkazał.
O co chodzi?!



**Oczami Draco**
Nikt o tym nie wie. Nikt oprócz Hagrida i Dumbledora.
Jednak nikt prócz Dumbledora nie wiedział, że Snape też jest Śmierciożercą.
- Profesorze Snape!- krzyknąłem wbiegając do gabinetu nauczyciela.
- a ty czego ty Malfoy?- zapytał chłodno. Żadna nowość.
- Inferius był w lesie i napadł na Ashley i Pansy.- powiedziałem na jednym wdechu. "Nietoperz" wstał z krzesła.
- Tą twoją Colins? Mówiłem ci, żebyś sprawił, aby cię znienawidziła!- krzyknął.
- robiłem wszystko! Płakała przeze mnie! Mówiła każdemu, że mnie nienawidzi!- mówiłem.
- sama siebie oszukiwała...- szepnął cicho.
- co to znaczy?- zapytałem nie ogarniając.
- że dalej...eh...no wiesz...- mówił. Wiem. Już wiem.
- ile mamy czasu?- zapytałem.
- mało- szepnął patrząc w okno.
- mamy iść do profesor McGonagall...- szepnąłem.- dlaczego pomagasz mi chronić Ashley?- zapytałem o to, o co od dawna chciałem zapytać. Snape dalej patrząc w okno powiedział:
- Ashley nie zna swoich prawdziwych rodziców....Nie pochodzi z rodziny mugoli....jej rodzice byli czarodziejami....- mówił, a ja nie mogłem w to uwierzyć.- Przyjaźniłem się z jej ojcem...Był dobrym człowiekiem....Jedyny, który był po mojej stronie w czasach szkolnych...Pokochał jakąś dziewczynę....ona urodziła mu dziecko... Ashley...Chciała ją zabić...nie miała zamiaru zostać matką w wieku dwudziestu dwóch lat...Ellington (Wera wiesz o co chodzi xD- od aut) na to nie pozwolił...Gdy się urodziła....wszystko wróciło do normy...Dalej się przyjaźniliśmy....ale jej matka....zniknęła. Po prostu zniknęła....niektórzy mówią, że zmieniła nazwisko...i po prostu nikt jej więcej nie widział....Jej ojca ktoś zabił....ale nikt nie wie kto. Kilka osób podejrzewa, że to była mata Ashley...młoda nie miała żadnej bliskiej rodziny....ojciec umarł jej, gdy miała chyba trzy miesiące...zabrałem ją do dalekiej ciotki, była mugolką, ale zrozumiała....wstyd jej było za własną siostrę...więc przyjęła Ashley pod swój dach....Ellington obiecał sobie, że nigdy nie pozwoli, aby ktoś ją skrzywdził, ale niestety nie mógł tego dokonać...dlatego zrobię to za niego...- mówił. Nie wierzę...Ash....gdyby tylko wiedziała...
- Aaaa!- usłyszałem pisk Ashley. Spojrzałem na profesora i razem wybiegliśmy z gabinetu. Chwilę potem byliśmy w sali McGonagall.
- co się stało?- zapytałem wbiegając do pomieszczenia.
- Ash się przejęła całą tą sytuacją i się zamyśliła. Pansy wkradła się do jej myśli i czyś wystraszyła, ale ani jedna ani druga nie chcą nam powiedzieć...od tego czasu Ashley siedzi na parapecie i patrzy w okno.- wytłumaczyła....Hermiona. Skąd ona się tu wzięła?
Podszedłem do Colins i delikatnie dotknąłem jej ramienia. Ona wtedy zrobiła coś, czego bym się nie spodziewał, a mianowicie...przytulił mnie. Tak po prostu przytuliła.
- ja-ja..przepraszam- szepnęła przestraszona i chciała się ode mnie oderwać. No właśnie, chciała, ale tym razem to ja ją przytuliłem.
- przepraszam- szepnąłem.
- c-co? Za c-co?- pytała.
- za to, że pozwoliłem ci tyle cierpieć, za to, że cię okłamałem, za wszystko- tłumaczyłem.
- c-co?- dalej nie rozumiała. Nie dziwię jej się.
- bo..- zacząłem. No właśnie zacząłem.
- to dziś. Musimy to skończyć- szepnął Severus.
Czyli się zaczyna....?  


Co się zaczyna??? Za niedługo się dowiecie xDD
Mam nadzieję, że rozdział się podoba <3
Czekam na wasz opinie ;**
Mam nadzieję, że i pod tym postem pojawią się komentarze :)
To....do zobaczenia <33





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz