niedziela, 15 listopada 2015

One shot 2 cz 2 " Bo to czy będę szczęśliwa zależy od ciebie"

Obudził mnie straszny ból głowy. Nie otwierając oczu, przewróciłam się na drugi bok, uderzając o coś. Po chwili usłyszałam jęknięcie. Szybko poderwałam się z łóżka. Za szybko. Ból w głowie był niewyobrażalny. Spojrzałam na siebie. Do jasnej cholery jestem naga! Co ja wczoraj zrobiłam?! Prędko okryłam się prześcieradłem i mocno zacisnęłam powieki, myśląc, że to tylko sen, a ja się zaraz z niego wybudzę. Jednak to nic nie zmieniło. Spojrzałam no osobę, którą zepchnęłam z łóżka. Toż to do cholery Malfoy!
- O nie....tylko mi nie mów, że myśmy....- zaczęłam, ale mi przerwał.
-się przespali? Tak, zrobiliśmy to- powiedział i zamykając oczy rzucił się na łóżko, a po chwili zrobiłam to samo. Po jakimś czasie spojrzałam na blondyna. Do pasa był zakryty jakimś zielonym kocem. Z powrotem zamknęłam oczy i wypuściłam głośno powietrze z ust.- eh...i co teraz będzie?- zapytał dziwiąc mnie.
- co? Chyba sam wiesz...- mruknęłam. Wiedziałam, co będzie. Powie, że to był błąd, że mamy o tym zapomnieć, a co ja zrobię? Zgodzę się, bo nie powiem mu, co tak naprawdę do niego czuję.
- czyli zapominamy? Udajemy, że nic się nie stało, tak będzie lepiej i dla mnie i dla ciebie- powiedział patrząc mi w oczy.
- tak będzie lepiej- szepnęłam- może dla ciebie, ale nie dla mnie- mruknęłam, tak, aby tego nie usłyszał.
- mówiłaś coś?- zapytał.
- nie, nic- uśmiechnęłam się.

*******************************



- Kiedy zaczynają się te lekcje?-zapytałam Hermiony.
- em...za 3 minuty!- pisnęła patrząc na zegarek. Pędem puściłyśmy się w stronę Pokoju Życzeń. Zamknęłyśmy oczy i pomyślałyśmy gdzie, chcemy się teraz znaleźć. Po chwili otworzyłyśmy oczy, a przed nami były wielkie ciemno brązowe drzwi.
Weszłyśmy do środka i ujrzałyśmy wszystkich.
- Ash! Miona! Chodźcie tu!- zawołał Harry, który stał w pod ścianą z Ronem. - spóźniłyście się, dlatego wam powiem, co dziś ćwiczymy. A więc, zaczynamy od zaklęcia rozbrajającego przeciwnika Expelliarmus. Zaczynamy- uśmiechnął się.


W taki sposób zaczęliśmy potajemnie trenować Obronę Przed Czarną Magią. Już jest po świętach. Dokładnie w połowie stycznia. Nie powiedziałam jeszcze, co stało się po tej pamiętnej sytuacji z Malfoy'em, która była dokładnie półtora miesiąca temu. A więc, my się....przyjaźnimy? Nie wiem, czy to dobre określenie.... No bo spotykamy się...ale potajemnie. Pokazał mi, co oznacza prawdziwa przyjaźń, a ja mu udowodniłam, że naprawdę jest coś wart. Po zdradzie Parkinson, nie był sobą. Ona go całkowicie omotała! Jak można potraktować tak chłopaka, który dbał o ciebie, na każdym roku, pokazywał swoją miłość... Jak można być aż tak podłym, żeby zdradzić go, z jego najlepszym przyjacielem?! Draco jest naprawdę miłym i sympatycznym chłopakiem, wbrew pozorom zawsze umie mnie pocieszyć i wesprzeć. Mimo tego, że jesteśmy przyjaciółmi, moje uczucie do niego nie wygasło, wręcz przeciwnie. Jest coraz większe! Z dnia na dzień coraz bardziej się w nim zakochuje, z dnia na dzień, pozwala mi siebie odkrywać na nowo. Co dziennie dowiaduję się o nim więcej, czym mnie zachwytuje. Najbardziej martwi mnie to, że ani Harry, ani Ron nie lubią Draco, bliźniacy jakoś wytrzymują jego towarzystwo tak jak dziewczyny, ale Harry i Ron go po prostu nie cierpią!
Eh...oni myślą, że Draco jest taki, bo...po prostu tak. Ja wiem, czemu tai jest, nie dziwię się, skoro od małego był wychowywany w rodzinie, która mówiła, że on jest najlepszy, a inni powinni czuć się zaszczyceni jego spojrzeniem. Od dziecka wpajano mu, że dzieci mugoli, nie są niczego warte, są nikim, mają brudną krew i nie warto się z nimi zadawać. On był tak po prostu wychowywany więc trudno się dziwić. Mogę tylko powiedzieć, że jak jesteśmy sami, jest inny. Zupełnie inny. Jest miły, sympatyczny, zabawny, czasami zrzędliwy, skromny, uprzejmy, romantyczny...Ostatnio rozmawiałam z nim na pewien temat, który dziś zrealizujemy..
- cześć Ashley- uśmiechnął się całując mnie w policzek. Pozwalaliśmy sobie na takie coś, jeśli tylko nikogo nie było w pobliżu.
- hej Smoku- również pocałowałam go w policzek.- idziemy?- zapytałam.
- ale jak oni się nie zgodzą...?- zaczął niepewnie.
- nie martw się, na pewno się zgodzą.- pociągnęłam go za rękę w stronę Pokoju Życzeń. Po chwili byliśmy w środku, a oczy wszystkich zwróciły się na nas.
- Co on tu robi!? Czemu pozwoliłaś wejść tu temu Ślizgonowi?!- wydarł się Harry podchodząc do nas.
- Harry....- zaczęłam, ale Ron mi przerwał.
- Ashley! Przecież to Malfoy do jasnej cholery!- krzyknął.
- mówiłem...-usłyszałam szept Draco przy moim uchu. Wkurzyłam się na przyjaciół.
- co on tu robi? Aktualnie stoi jak nie widać- warknęłam w stronę Pottera.
- po co go tu wpuściłaś?- warknął Weasley.
- przyszedł tu ze mną, bo chce do nas dołączyć- powiedziałam stanowczo łapiąc rękaw koszuli blondyna, wiedziałam bowiem, że chce opuścić pomieszczenie.
- hahaha nie rozśmieszaj mnie-zaśmiał się Harry.
- ona mówi prawdę.- pierwszy raz odezwał się Draco. Odwróciłam się w jego stronę. Wspominałam, że czasami jest nieśmiały? Nie? To teraz sami wiecie. 
Blondyn miał głowę spuszczoną w dół, ręce w kieszeniach, a prawą nogą kreślił małe kółka na podłodze.
- Ty? Żartujesz sobie z nas? - zaśmiał się ponownie Harry.
- wiem coś, co może wam się przydać- powiedział.
- niby co? To, że jesteś lalusiowatym, rozpieszczonym Ślizgonem? Rozczaruję cię Malfoy, ale to już wszyscy wiedzą- zakpił Ronald stając obok mnie. Na co uderzyłam go lekko w tył głowy.
- Au!- pisnął.
- to co masz?- zapytał Harry.
- Mam kontakt z Voldemortem. On mi ufa. Wiem więcej niż wam się wydaje.-powiedział. Na sali wszyscy zamarli. Słyszeliśmy nasze spokojne oddechy, nikt nie miał zamiaru się odzywać.
- J-jak?- zapytała Ginny podchodząc do nas.
- Moi rodzice są Śmierciożercami...nie chce być taki jak oni...nie jestem po stronie Voldemorta, dlatego chce do was dołączyć- powiedział już pewniej.
- ale jesteś pewny? Wiesz, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać może cię za to ukarać? Nawet zabójstwem- powiedziała Miona. Nie pomyślałam o tym...Boże jaka ja głupia! Mogłam mu wybić ten pomysł z głowy, a teraz przez to, że mu to powiedziałam, może zginąć! Ale ze mnie idiotka! Spojrzałam zmartwiona na blondyna, zdziwiło mnie to, że akurat na mnie patrzył. W moich oczach wręcz było widać błaganie, aby jednak z tego zrezygnował. Zauważył . Wiem to.
- jestem pewny- myślałam, że go uduszę! Ale przecież to moja wina...!



*tydzień później. Oczami Ashley*
Ja, Ron, Miona, Fred, George i oczywiście Harry i Ginny siedzimy w pokoju wspólnym.
- i co robimy dalej?- zapytała rudowłosa.
- jak to co? Póki co nic. Jest spokój- rzekł Potter.

* na korytarzu, pół godziny później*
- Ash....ty i Malfoy jesteście razem, prawda?- zapytała Ginny patrząc na mnie i blondyna, na co się zarumieniłam.
- nie tylko- zaśmiał się Draco na co dałam mu kuksańca w ramie.
- nie tylko? To co jeszcze?- zaciekawili się bliźniacy, na co się zaśmiałam.
- em...no bo...no o my...no ja...em...jestem w ciąży- szepnęłam. Ich reakcja-bezcenna.
- Aaaa!-pisnęła.




****************************************
Już jest okey...wszystko jest okey...mam wspaniałego trzyletniego synka Scorpiusa. Jest całkowitą kopią swojego ojca. Ja i Draco jesteśmy małżeństwem od dwóch lat. Mam wspaniałego syna, męża, przyjaciół...kocham ich wszystkich! Ciesze się, że trafiliśmy an siebie, że udało nam się przejść przez to wszystko. Scorpius uwielbia się bawić z Fredem i Georgem, czasami mam tej dwójki dość, mają dwadzieścia trzy lata, a dalej zachowują się jak dzieci, dalej robią kawały, ale jak widzę na ich twarzach uśmiech, albo na twarzy mojego synka, cieszę się z tego życia. Wiem, że mam prawdziwych przyjaciół, którzy mnie nie opuszczą, Są niesamowici. Ginny jest z Harrym, a jej bracia...cóż...nie byli z tego na początku zadowoleni, ale teraz cieszą się z szczęścia swojej siostry. Mają córkę- Gabi. Jest śliczną rudowłosą dziewczynką. Ma półtora roku, a z charakteru wdała się w matkę. Bliźniacy również znaleźli szczęście w miłości. George ma żonę- Angeline i syna Lee. A Fred jest od dwóch lat mężem Rosaline. Mają córkę- Eveline. Oczywiście Ron i Hermiona są razem...mają syna Jake'a oraz córkę- Camile.
Powtórzę się- mam wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Wiem jednak, że nasza historia jeszcze trwa, nie zakończyła się, wiadome też jest, że my nie możemy żyć normalnie....

wtorek, 10 listopada 2015

One shot 2 cz 1 "Bo to czy będę szczęśliwa zależy od ciebie'

Ygh! Jak ja jej nienawidzę! Ta wredna, czarna glizda!
Mam jej już dość! A tak w ogóle, to kogo mam dość? Pansy Parkinson.
Siedzę sobie z Harry'm na OPCM. Umbridge coś tam mówi, czego ja nie słucham, a przede mną siedzi na fałszywa jędza, razem ze swoim chłopakiem. Czyli kim? Malfoy'em.
- Colins, proszę odpowiedzieć na pytanie- powiedziała Dolores, wyrywając mnie  z zamyśleń.
- em...przepraszam, ale nie słuchałam pani- powiedziałam.
- to ostatnie upomnienie moja droga- powiedziała i znów zaczęła opowiadać nam o...czymś.
Po jakimś czasie usłyszałam dzwonek- zbawienie uczniów.
- Ashley...- zaczął Ron podbiegając do mnie.
- hmm...?- mruknęłam.
- bo..em... Możesz mi napisać to wypracowanie z transmutacji dla McGonagall?- poprosił.
- a Miona nie może?- zapytałam.
- ona...eh...powiedziała, że mam se radzić sam, ale za niedługo mamy OWTM-y i nie wyrobiłbym się z tym wszystkim, bo muszę się uczyć- mówił.
-eh..niech będzie- zaśmiałam się.
- dzięki, dzięki, dzięki!-krzyknął i tak po prostu odbiegł.
- Siema Ash- powiedział Fred podchodząc do mnie.
- hej- uśmiechnęłam się.
- mamy sprawę- powiedzieli jednocześnie z Georgem.
- co znowu?- zapytałam z uśmiechem.
- Em...- zaczął Fred.
- no..bo widzisz...- kontynuował George.
- co widzę?- zapytałam ciekawa.
- Jak zauważyłaś Umbridge nie potrafi nas niczego nauczyć....- powiedział George.
- no i Sama-Wiesz-Kto powrócił, więc potrzebujemy dodatkowej nauki...- kończył drugi bliźniak.
- No i Hermiona powie ci szczegóły- powiedzieli jednocześnie, po czym tak samo jak ich brat, po prostu odeszli.
- Ashley!- usłyszałam Hermionę, a ta po chwili stała obok mnie.
- co się stało?- zapytałam.
- no Ron zaprosił mnie na bal...a ja się zgodziłam!- pisnęła, a ja razem z nią. - najgorsze jest to, że nie mam żadnej sukienki.- zasmuciła się.
- nie martw się, ty masz partnera, a ja nie..-zaczęłam.
- Fred....albo Geroge...nie wiem...ktoś z nich chciał cię zaprosić.- zaśmiała się, a ja razem z nią.


*piątek, Hogsmeade*
Jestem z Hermioną, Ginny, Luną i Cho w sklepie. Każda z nas rozgląda się za sukienką. Najpierw szukamy dla Lovegood.
Po jakimś czasie, w końcu znalazłyśmy. Potem zaczęłyśmy szukać odpowiedniej dla Granger, zajęło nam to mniej czasu niż szukanie odpowiedniej sukienki dla Luny, ale znalazłyśmy to cudo. Dla Ginny wybrałyśmy taką kieckę, dla Cho taką. Po dłuuugim czasie, w końcu zdecydowałam się na tą sukienkę.
- Cho, a z kim ty w końcu idziesz?- zapytała Ginny.
- z Cedrik'iem- uśmiechnęła się.- a wy, z kim idziecie?- dodała.
- ja idę z Harry'm- powiedziała Weasley.
- ja z Ronem- uśmiechnęła się Hermiona.
- a mnie zaprosił Neville- oznajmiła Luna.
- a mnie nikt nie zaprosił, więc idę sama- uśmiechnęłam się.
- czemu mu nie powiesz?- zapytała Ginevra.
- jesteśmy w siódmej klasie, czyli siedem lat odkąd go poznałaś, a dwa lata odkąd coś do niego czujesz- mówiła Lovegood.
- Ale on jest Ślizgonem! Wiesz, że nie mogę...on ma dziewczynę, a ja mu nie powiem "cześć, wiesz co? Podobasz mi się od piątej klasy, zerwij ze swoją dziewczyną, bo chce być z tobą", to chyba oczywiste- zaśmiałam się.


*sobota, bal*
Siedzę przy stole i patrzę na tańczące pary. W mojej ręce błyszczy kieliszek z Ognistą. Już nawet nie wiem który, nie liczę.
- Ash chodź do nas! - zawołała Ginny, ale ja odmówiłam. Wolałam powoli sączyć napój z szklanego naczynia, niż poruszać się na parkiecie. Odwróciłam się w drugą stronę, a tam szok. Pansy, całuje się z Blaise'm! Parkinson przecież ma chłopaka! Patrzę trochę bardziej w lewo i GO dostrzegam. Patrzy na swoją dziewczynę, która liże się z jego najlepszym przyjacielem. Jego wyraz twarzy wykazuje złość, ale też głęboko ukryty smutek. Widzę to. Chłopak z niedowierzaniem kiwa głową po czym opuszcza salę. Nie wytrzymuję i po prostu za nim wychodzę. Nim opuściłam pomieszczenie, spojrzałam jeszcze na Mione, na co ta puściła mi oczko. Wbiegam za nim po schodach i łapię go za ramię. Chłopak odwraca się w moją stronę i dopiero wtedy do mnie dociera, że nie wiem co powiedzieć.
- Draco...- zaczynam, a w moich oczach widać zakłopotanie.
- chodź ze mną- prosi. Nie zaprzeczam. Nie robię nic przeciwko temu, po prostu łapię jego dłoń i idę. Po chwili spostrzegłam, że jesteśmy w jego osobnym pokoju. Siadamy na kanapie, a blondy magią przywołuje Ognistą i dwa kieliszki.
- Nie wiem jak mogłem być tak ślepo w nią zapatrzony...- mówił popijając trunek. - Mówiła jak bardzo mnie kocha- kłamała. Mówiła jak bardzo jej zależy- kłamała. Mówiła, że nigdy mnie nie opuści- kłamała. Mówiła, że jestem jedynym w jej życiu- kłamała. Wychodzi na to, że nawet dla niej jestem zbyt mało dobry....jestem za słaby- mówił.
- nie mów tak.... to, że cię nie doceniła, to jej problem. Jesteś niesamowitym chłopakiem, a ona w końcu zrozumie, jak wielki błąd popełniła, będzie tego żałować...Miała przy sobie, tak wspaniałego chłopaka, a wybrała innego, nie rozumiem jej...jak widać, nie była ciebie warta, byłeś dla niej zbyt dobry- uśmiechnęłam się, wypijając następny kieliszek, co on odwzajemnił.
- czemu to robisz?- zapytał patrząc mi w oczy.
- ale co?- nie rozumiałam.
- no pomagasz mi...wspierasz, próbujesz pocieszyć...przez siedem lat, nie byłem dla ciebie dobry, a ty tak po prostu próbujesz mi pomóc.- zdziwił się.- zawsze mnie unikałaś, nie reagowałaś gdy do ciebie mówiłem....nie rozumiem tego- mówił.
- nie byłeś za dobry, ale eh... nie potrafię tego wytłumaczyć....a nie reagowałam na to, gdy do mnie mówiłeś, bo jakbyś nie zauważył, obok ciebie zawsze kręciła się Parkinson, tym bardziej, jak do mnie
podchodziłeś. Uznała mnie za swoją "konkurencję" i tak zostało do końca- powiedziałam. Nagle, znikąd poleciała wolna melodia. Dopiłam swój kieliszek, a Draco do mnie podszedł.
- mogę prosić?- zapytał wyciągając rękę.
- ależ z miłą chęcią- uśmiechnęłam się łapiąc jego dłoń.
Stojąc na środku pokoju, zaczęliśmy kołysać się w rytm melodii. Blondyn swoje dłonie umieścił na swojej tali, a ja swoje na jego szyi. Przez cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Gdy piosenka ucichła, nasz kontakt wzrokowy się nie urwał. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać...i stało się. Poczułam jego miękkie usta na swoich, a w brzuchu tysiące motyli. Czułam jak rozrywa mnie ze szczęścia od środka. Po chwili poczułam jak przejeżdża językiem po moich wargach. Wiedziałam czego chce. Otworzyłam usta, pozwalając mu tym samym na więcej. Jego język od razu połączył się z moim. Nasze ciała i dusze dopasowały się do siebie, jakby były dla siebie stworzone. W tej chwili nic się dla mnie nie liczyło, poza chłopakiem, któremu oddałam serce.
Szczerze? Nie wiem, co potem się działo, bo urwał mi się film.

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 7

*Oczami Ashley*
Następnego dnia obudziły mnie Van, Eve i Alex. Wiem, że ostatnio spędzałam z nimi coraz mniej czasu, ale postanowiłam to nadrobić. Spojrzałam na zegarek- 7:34. Dziś niedziela.
- Ash szykuj się- odparła Alex wychodząc z łazienki. Była ubrana w to.
- po co? Przecież dziś nigdzie nie wychodzimy- powiedziałam kuląc nogi pod brodą.
- ale cały dzień jesteśmy zajęte- odparła Eveline. Nie mówiąc już nic, ruszyłam do łazienki, biorąc przednio ubrania (bez torebki- od aut.). Po wykonaniu porannych czynności i ubraniu się, w końcu opuściłam "pokój czystości".
Gdy ścieliłam łóżko usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- proszę- powiedziała Over stojąc najbliżej. Po chwili do pokoju weszła Ginny.
- cześć dziewczyny- przywitała się- Ashley, Snape chce z Tobą rozmawiać.
- wiesz może o co chodzi?- zapytałam rudowłosej.
- nie mam pojęcia- odparła.
-to ja idę- powiedziałam i opuściłam dormitorium kierując się w stronę gabinetu Snape'a. Zapukałam do drzwi, a kiedy usłyszałam "proszę" weszłam do środka. Oprócz Snape'a był tu także Draco, na którego widok się uśmiechnęłam. Jednak mój gest nie został odwzajemniony.
- o co chodzi?- zapytałam zmartwiona patrząc na profesora Severusa.


*Narrator*
Wyszli z gabinetu. Oboje nie byli zadowoleni z tego co usłyszeli, ale widzieli, ze nie mają innego wyjścia. Nie wiedzieli co będzie dalej, ale jednego byli pewni. Muszą to skończyć. Brunetka rozejrzała się ukradkiem po korytarzu. Zauważyła kilka Ślizgonów, między innymi Blaise'a i Parkinson, na końcu korytarza stała Hermiona, Alex, Ron i Harry, było też kilku Krukonów i Puchonów. Jej wzrok znów padł na blondyna stojącego przed nią. Kiwnął ledwo zauważalnie głową i spojrzał jej w oczy.
- Nienawidzę cię!- krzyknęła dziewczyna zwracając tym samym uwagę prawie wszystkich osób na korytarzu.
- Co ja ci znowu zrobiłem?!- on również podniósł głos.
- Co zrobiłeś?! Ty jeszcze masz czelność mnie pytać?! Jesteś zwykłym bezuczuciowym dupkiem!- krzyczała dalej, a wokół nich zaczęli zbierać się uczniowie robiąc za "widownie".
- Jak mnie nazwałaś?! Nie masz prawa tak do mnie mówić!
- Za kogo ty się uważasz, co?! Wiesz co?! Nienawidzę cię! Nie odzywaj się do mnie! Wynoś się z mojego życia!- krzyknęła na odchodne Ashley po czym odbiegła z miejsca "afery".
Wpadła do swojego dormitorium ze łzami w oczach i rzuciła się na łóżko.
Od tej chwili już nic nie będzie takie same. Wszystko się zmieni. Wszystko.
To koniec. Nie mogą być razem. Po prostu nie mogą. Za dużo zasad by złamali.
Za dużo zła by wyrządzili. Ich miłość jest zakazana. Niespełniona. Niemożliwa.
Nikt by tego nie zaakceptował. Nikt nie mógłby im pomóc.
Za dużo musieliby poświęcić, aby być razem.
Nie wiadomo czy by przeżyli. Życie to jedna wielka niewiadoma, raz masz szczęście, a za drugim razem dostajesz kopa. Po prostu nikt nie wie, co może zdarzyć się jutro, a co dopiero za kilka lat.
W każdej chwili możesz pożegnać się życiem. Po prostu zniknąć. Umrzeć.
Niektórych, twoja śmierć będzie cieszyć. Inni będą na to patrzeć z obojętnością.
Ale znajdą się też tacy, którzy nie będą w stanie się z tym pogodzić, będą cierpieć do końca.
Są ludzie, którzy pragną śmierci jak niczego innego. Tym samym pokazują swoją słabość. Bezsilność.
Oni nie są w stanie poradzić sobie z przeszkodami jakie stawia im na drodze los.
Tacy ludzie potrzebują wsparcia bliskich. Przyjaciół.
Trzeba im pokazać, że nie są z tym wszystkim sami.
Trzeba im pokazać, że jednak coś znaczą...
Że mają dla kogo żyć....
Że, gdy się uśmiercą, ludzie, którym na nich zależało, będą cierpieć.
W takiej sytuacji nie myśl tylko o sobie. O bólu, który czujesz.
Ponieważ ból po straci bliskiej ci osoby jest najgorszy. Taka osoba uświadamia sobie, że była w stanie ci pomóc, a jednak tego nie zrobiła. Obwinia się. Obwinia się o twoją śmierć.
Warto korzystać z tego, co mamy.
Warto cieszyć się z trwającej chwili.
Nie kończ jej, póki nie musisz....

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 6

**Oczami Ashley**
- Harry zniknął!- do gabinetu McGonagall wbiegł Ron.
- co?!- zapytałam w tym samym czasie z dziewczynami.
- powiedział, że idzie do łazienki....i nie wrócił.-szepnął.
- mówił coś wcześniej?- zapytał Dumbledore pojawiając się znikąd.
- coś o horkruksach- mamrotał Weasley.
- gdzie on może być?-  Eve zapytała profesora Albusa.
- chyba nie myślicie, że opuścicie teraz szkołę- warknął Snape.
- ale...-zaczęłam.
- nie ma żadnego ale- przerwał mi...Draco? O co tu chodzi?
- wy idziecie do pokoju Granger- powiedziała McGonagall wskazując na mnie oraz dziewczyny.
- a...?- zapytałam. Znów mi przerwano do cholery!
- co 'a'? Żadne 'a' tylko idziecie do góry- rozkazał profesor Severus.
- Draco!- krzyknęłam, a on na mnie spojrzał.
- c-co?- zapytał.
- o co w tym wszystkim chodzi?- zapytałam spokojniej.
- nie ma teraz czasu na wytłumaczenia, idziecie do pokoju- rozkazał Snape.
Miałyśmy już wyjść. Stałam przy drzwiach i powoli przekraczałam próg. Ale nie wyszłam. Zrobiłam coś, czego zupełnie się po sobie nie spodziewałam. Nigdy bym nie pomyślała....że po tym wszystkim co się stało, ja...tak po prostu to zrobię.
Szybko się odwróciłam i podbiegłam do Dracona. Spojrzałam mu w oczy, a potem delikatnie musnęłam jego usta. Gdy znów spojrzałam w jego szare tęczówki, zobaczyłam zdziwienie...i szczęście? Nadzieje? Nie wiem. Nie zastanawiałam się. Po prostu odwróciłam wzrok i szybko opuściłam pomieszczenie.
Dopiero teraz to do mnie dotarło.
Pocałowałam go.
Ja go nienawidzę, ale jednak kocham.
Jak to możliwe?
Boże, co ja zrobiłam...?


*3h później Oczami Ashley*
Od trzech godzin siedzę na parapecie.
Od trzech godzin do nikogo nic nie mówię.-
Od trzech godzin o tym myślę.
Od trzech godzin myślę o NIM.
- Ash?- usłyszałam niepewny głos obok mojego ucha. Powoli odwróciłam głowę w stronę rudowłosej. Spojrzałam na nią smutnym wzrokiem, ale nic nie powiedziałam- em....myślisz, że wszystko będzie dobrze?- zapytała ze łzami w oczach.
Po chwili z moich oczu popłynęły łzy, rozbeczałam się na dobre  i przytuliłam do Ginny i Hermiony.
- Ash!- usłyszałam w drzwiach krzyk...Rona? Co on tu robi?!- Snape cię woła!- krzyknął- chodzi o Draco- usłyszawszy imię blondyna szybko wybiegłam z pokoju i popędziłam w stronę gabinetu Severusa razem z Weasleyem.
- panie profesorze, o co chodzi?- zapytałam szybko.
- Draco jest w skrzydle szpitalnym, pod opieką pani Pomfrey. Trafiłby do szpitala św. Munga, ale poza szkołą, panuje zbyt wielkie zagrożenie....Malfoy dostał Crucio, a następnie Sectumsemprą...Od samego Czarnego Pana...Mało brakowało....Gdybyśmy znaleźli go kilkanaście sekund później...Wykrwawił by się....- mówił Snape.- Czarny Pan zniknął...Harry nie odnalazł horkruksów... nic nie pamięta...znaleźliśmy go gdy wracaliśmy do Hogwartu...był nie przytomny...nie pamięta co tam robił...Możesz iść do skrzydła szpitalnego...Malfoy na ciebie czeka- nie czekając ani chwili dłużej pobiegłam do wspomnianego wcześniej pomieszczenia.
- O Boże....-szepnęłam widząc blondyna na łóżku szpitalnym. W moich oczach rozbłysły łzy, zakryłam usta dłonią i powoli podeszłam do Malfoya. Miała zamknięte oczy...pewnie śpi...
Po cichu usiadłam na krześle i delikatnie dotknęłam lodowatej dłoni Dracona. Drgnął.
- Ash...?- usłyszałam cichy głos. Szybko spojrzałam na twarz blondyna. Miał otwarte oczy.
- Jak się czujesz?- zapytałam.
- już lepiej- chyba chciał się uśmiechnąć, ale wyszedł mu grymas.
- możesz mi w końcu wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi?- zapytałam.
- em....wszystko zaczęło się jakieś półtora miesiąca po balu... Gdy w weekend pojechałem do domu... do rodziców. Wytłumaczyli mi wszystko....jestem śmierciożercą Ashley- po ostatnim zdaniu odwrócił głowę.
- Draco...- szepnęłam, ale on nie zareagował.- spójrz na mnie.- powiedziałam. Znów zero reakcji- proszę- dodałam wręcz błagalnie.
- nie rozumiem cię- w końcu usłyszałam jego głos. Spojrzał mi w oczy.- myślałem, że nie będziesz chciała mnie znać, po tym, gdy dowiesz się prawdy- dodał widząc moją minę.
- co? Draco, nie ważne jest kim jesteś...tylko jaki jesteś. Dla mnie nadal będziesz tym samym chłopakiem, który zawsze jest gdy go potrzebuje, na którego mogę polegać, któremu mogę ufać, którego nadal kocham- szeptałam. Po ostatnich słowach, w jego oczach można było ujrzeć....iskierki szczęścia?
- ty po tym wszystkim co ci zrobiłem, jaki dla ciebie byłem...ty dalej mnie kochasz?- uśmiechnął się.
- yhym- mruknęłam zarumieniona i spuściłam głowę w dół.
- też cię kocham- te słowa zadziałały na mnie, jakby prąd mnie kopnął. Spojrzałam w jego stalowe tęczówki i szczerze się uśmiechnęłam.
- emm...hej Ash- usłyszałam za sobą...Harry'ego?
- od kiedy tu jesteś?- zapytałam.
- od początku- warknął. Co?
- o co ci chodzi?- nie rozumiałam.
- o co chodzi? Leże bliżej drzwi, a ty normalnie wchodzisz i jakby nigdy nic podchodzisz do Malfoy'a, a na mnie nie zwracając ani trochę uwagi-warknął.
- nie czepiaj się jej- powiedział Draco.
- myślisz, że obchodzi mnie twoje zdanie? Jesteś śmierciożercą! Nie zdziwię się, jeśli profesor Dumbledore wywali cię z Hogwartu- powiedział.
- Harry!- usłyszeliśmy Albusa.
- tak psorze?- zapytał miło.
- pan Malfoy nie wyleci z Hogwartu. Jest śmierciożercą, ale sprzeciwił się Voldemortowi, przez co teraz tu leży.- powiedział Drops.
- że co?- nie wierzył brunet.
- nie zrozumiałeś?- zapytałam wściekła.
Nie otrzymałam odpowiedzi, ponieważ do sali weszła pani Pomfrey.
- proszę żebyście opuścili salę, ponieważ panowie Potter i Malfoy muszą wypoczywać.-powiedziała. Draco szybko usiadł, sprawiając sobie przy tym ból, sądząc po grymasie na twarzy.
- to pa- uśmiechnęłam się.
- pa -odparł. Wstałam i nachyliłam się do blondyna, aby dać mu buziaka w policzek, ale ta blondyna odwróciła twarz, przez co pocałowałam go w usta. Chciałam się już oderwać, ale Draco szarpnął zębami moją dolną wargę i złączył nasze usta w pocałunku, który oczywiście odwzajemniłam. Po koniec blondyn przejechał swoim językiem po moich ustach, a następnie przygryzł moją górną wargę.
- pa- powiedziałam oderwawszy się od niego.
- pa- odpowiedział puszczając moją dłoń. Podeszłam do drzwi i ostatni raz spojrzałam na Malfoy'a po czym opuściłam salę.
- Ashley...jest 02:26, nie musicie iść do szkoły, ponieważ dziś dużo się działo... nie martw się...będzie dobrze- mówił Dumbledore gdy wyszliśmy na korytarz i nie czekając na moją odpowiedź odszedł.


**Oczami Ashley, Rano**
Biegnę przed siebie i rozglądam się wokół. Jestem w lesie. Jest noc i prawie nic nie widać.
- Ashley!- usłyszałam za sobą głos. Przyśpieszyłam.
- Stój!- następny głos. Tym razem inny.
- Zostawicie mnie w spokoju!- krzyczę. Biegnę przed siebie.- Draco?- zapytałam widząc kogoś przed sobą. Zaczęłam biegnąć w tamtą stronę. Zamarłam.
Przede mną leżał Malfoy w kałuży krwi. Usiadłam obok niego i zalałam łzami. Nie było czuć pulsu.
On nie żyje.
Nie ma go.
Zostawił mnie.
Opuścił.
Dotknęłam swoją dłonią, jego zimnego policzka. Zbliżyłam się do jego twarzy i po raz ostatni złożyłam delikatny pocałunek a jego ciepłych ustach.
- a więc przyszłaś- usłyszałam głos przed sobą. Prędko podniosłam głowę. Zamarłam.- Avada Kedavra!- krzyknął , a ja ujrzałam zielone światło pędzące w moją stronę.
- Nie!- usłyszałam głos. Ten głos. Ten, którego pragnęłam w tej chwili usłyszeć. Ten, którego teraz potrzebowałam.
Obudziłam się zalana łzami. Byłam cała spocona. Jest 11:54. Długo spałam. Szybko ubrałam białą bluzę z napisem, jeansy z wysokim stanem, a do tego czarną bandamkę i tego samego koloru conversy, wcześniej wykonując poranne czynności.
Szybko popędziłam do sali szpitalnej. Szok. Nie ma tam nikogo. Pusto. Zupełnie pusto.
Pobiegłam do wielkiej sali. Wszyscy byli. Jednak go nie widziałam.
-Draco!- pisnęłam widząc go rozmawiającego ze profesorem Snape'em. Chłopak odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął. Szybko do niego podbiegłam i przytuliłam, co oczywiście odwzajemnił.
- Panno Colins- usłyszałam głos Severusa.
- tak?- zapytałam odrywając się od Dracona.
- jesteś podobna do matki- uśmiechnął się a mnie zatkało. Lecz nim zdążyłam o cokolwiek zapyta, profesora już nie było.
- kocham cię- usłyszałam obok ucha.
- a ja ciebie- odparłam łącząc nasze usta w pocałunku....
Nie wiedziałam, że to się tak skończy. Nie wiedziałam, ile ludzie mają tajemnic.
Bałam się. Bałam się przyszłości i nadal się boje.
Nikt nie wie, co spotka nas juro, a co dopiero za dziesięć lat. Nie sądziłam, że kiedykolwiek doznam szczęścia, że spotkam prawdziwych przyjaciół, prawdziwą miłość. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, ale nigdy nie wolno się poddawać, trzeba walczyć dalej. Nie można się poddać, tak po prostu wszystko zostawić, nie warto tego marnować. Nie można cofnąć straconych dni, można jedynie sprawić, aby kolejne były pełne szczęścia i uśmiechu. Często też próbujemy też znaleźć skrót, skrót przez życie, ale nie warto, ponieważ najbardziej smakuje to, co kosztowało nas najwięcej wysiłku. Ludzie nie doceniają tego daru, jakim jest życie. Niektórzy pragną je zakończyć, a niektórzy, walczą, aby dalej żyć. Trzeba to szanować. Nie poddawać się i iść na przód. Nigdy nie wierzyłam, że moje życie będzie tak kolorowe i ciekawe. Byłam normalną dziewczyną, z normalnej rodziny. A tu nagle się dowiaduje, że jestem czarodziejką. Umiem czarować. To było dla mnie ekscytujące i takie..nowe. Nie codziennie się dowiaduje, że potrafię władać czarami. Cieszę się, że mam takie życie. Nie zamieniłabym go, na jakiekolwiek inne. Cieszę się, że nie poddałam się, gdy nie miałam już siły, tylko szłam naprzód. Teraz też nie mogę się poddać. Nie mogę.
Mam dla koga walczyć...



Boom! Jest rozdział 6 <3
Trochę długo zajęło mi pisanie, ale w końcu jest :**
Nie będę się rozpisywać bo oglądam HP xDD
Wercia pozdrawiam <333

poniedziałek, 26 października 2015

NOWA ZAKŁADKA!!

A więc....
Tak jak pisze, dodałam nową stronę, na którą, mam nadzieję, zajrzycie <3
Zakładka pt: " Pytania do bohaterów" służy do tego,
 abyście wiedzieli o tym opowiadaniu więcej...
Mam nadzieję, że dzięki temu wczujecie się w postacie i zrozumiecie ich,
oraz ich zachowanie...
Zależy mi na tym, abyście odczuwali ich uczucia i rozumieli ich reakcje, na niektóre czynności...
Czekam na pytania :**

Rozdział 5

**Oczami Ashley (następny dzień, obiad w wielkiej sali)**
- witam drodzy uczniowie, mamy dla was specjalne ogłoszenie.- powiedziała McGonagall stając przy mikrofonie. - za kilka tygodni święta, a my zrobimy coś zupełnie innego. 24 grudnia, zaprosimy na kolacje wasze rodziny, a jeśli będziecie chcieć, to także przyjaciół- powiedziała.- powiem wam już, że wolne macie od 10 grudnia. A lekcje zaczynają się z powrotem 07 stycznia. Ferie będą od 20 stycznia do 7 lutego.
Ale o tym jeszcze będziemy mówić. Możecie wrócić do swoich zajęć- mówiła, a po skończonej przemowie każdy wrócił do swoich spraw.
- emm...znamy się już sporo czasu, a ja nawet nie wiem, czy macie jakieś rodzeństwo i jacy są wasi rodzice- zaśmiała się Van.
- to hmm... moja mama ma na imię Rebeka a ojciec Cristof. Mam młodszego brata, Lucasa, ma 2 lata.- powiedziała Alexa.
- moi rodzice nazywają się Priscila i Frank. Jestem jedynaczką- uśmiechnęła się Eve.
- moja mama ma na imię Ellen, a tata Gregore. I też jestem jedynaczką.- również się uśmiechnęłam.
- a ja mam starszego brata Carola, mamę Jamie i tatę Henrego- powiedziała Nessa.

**po obiedzie**
- co wy na to, aby zabrać Ron'a, Hermonię i Harry'ego i się przejść?- zapytała Over.
-okey- uśmiechnęłyśmy się po czym wszystkie poszłyśmy szukać wspomnianych wcześniej osób.
- Hermiona!- zawołałam widząc dziewczynę. Odwróciła się w moją stronę i razem z Harry'm i Ron'em podeszła do nas.
- Co wy na to aby się przejść?- zapytała Alex.
- pewnie- powiedział za wszystkich Potter więc wyszliśmy z Hogwartu.
- Hermiona co ci jest?- zapytała Nessa brunetki. Faktycznie, Granger była dziś trochę zamyślona...
- nic..wszystko okey- odparła blondynka.
- na pewno?- chciałam się upewnić.
- na pewno- rzekła po czym się uśmiechnęła.
Po jakimś czasie byliśmy...za Hogwartem. Pod jedną wieżą. Usiedliśmy na trawie i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Około godziny 18:30 wróciliśmy do szkoły.

Po kolacji pożegnałam się ze wszystkimi, ponieważ musiałam iść do łazienki.
Gdy opuściłam pomieszczenie, ruszyłam w stronę dormitorium. Zobaczyłam Dracona. Ale nie był on sam.. Był z Tori, Pansy, Gregory'a i Vincent'a... Stał z nimi...Neville! Oni się po prostu z niego śmiali!
- no tak, tak Longbottom...jeślibyś jeszcze wolniej myślał, zacząłbyś się cofać-
zakpił Draco, a cała grupa się zaśmiała.
-  Malfoy!- znikąd pojawił się Hrry i Ron, a ja dalej obserwowałam to z ukrycia.
-Co jest bliznowaty?- zaśmiał się blondyn.
- Możesz go zostawić?- zapytał wściekły Weasley.
- Nie nie może- wtrąciła się Pansy.
- ktoś cię pytał o zdanie?- warknął Ron.
- Longbottom, przecież nic się nie dzieje. Prawda?- Malfoy zwrócił się do Neville'a, a chłopak tylko spuścił głowę.
- Czy ci do reszty odwaliło Malfoy?- zapytał Harry,
- mi odwaliło...?- nie dokończył, bo brunet mu przerwał.
- Zmieniłeś się...wiesz, że ona cierpi...-szepnął. Słyszałam. Po co mu to mówił?!
- a co mnie interesuje jakaś nędzna szlama?- zakpił.
Moje oczy zaszły łzami. Obraz się zamazywał. Szybko odbiegłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Czemu mi to zrobił...?


**Oczami Draco**
Widziałem. Widziałem ją. Wiem, że mnie słyszała.
Słyszałem jak odbiega. Miałem ochotę pobiec za nią i wszystko wytłumaczyć.
Ale nie mogę. Muszę wytrzymać.
- coś jeszcze Potter? Wiesz już że A..ta szlama mnie w ogóle nie interesuje, więc co tu jeszcze robisz?- zakpiłem.
-wiesz co? Sam nie wiem co tu jeszcze robię. Szkoda mi tylko że ASHIS przez Ciebie tyle ucierpiała- Powiedział. Wiedział, że przegiął. Wiedział, że nie powinien mówić do niej Ashis. Wiedział, ile to dla mnie znaczy. Chciał mnie złamać.
Ale nie mogę.
Nie mogę się poddać.
Muszę walczyć dalej.



**Oczami Ash, 10 listopad**
Nienawidzę go! Nienawidzę!
Dupek! Idiota! Debil! Ehh...szkoda słów!
Nienawidzę go! Po prostu nienawidzę!
Kogo nienawidzę? Draco.
Ten debil od kilku dni niszczy mi życie!
Co dziś zrobił? Neville'a,  gdy powiedziałam mu, aby przestał, zaczął się śmiać z...Alex. Dziewczyna jest bardzo wybuchowa, więc....no rzuciła jakieś zaklęcie, a ten debil się schylił, więc odbiło się od lustra, a od lustra w żyrandol, ten spadł proso przed nogi Snape'a. Wzięłam winę na siebie. Alex chciała powiedzieć prawdę, mówiła.
Potem dołączyła się też Eve, a z nią Van. Za Al wstawił się też Dylan, za Eveline Peter, a za Nesse Eric. No i skoro oni się też wstawili do tego wszystkiego doszło kilka osób. Psor się wkurzył i ukarał całą grupę, fajnie co nie? Wyczujcie ten sarkazm...eh...
No i jestem z dziewczynami w drodze do wielkiej sali. Przy obiedzie profesor dobierze nas w sześcioosobowe grupy. Potem w dwójki. No i będziemy chodzić do lasu z Hagridem. jedna rupa na jeden dzień. Po 21:00.
- Witam was na kolacji, em....słyszałem, że dziś osoby, które miały lekcje z profesorem Severusem Snape'm, podpadły mu.Wiedzą jaka będzie kara. Teraz zapraszam profesora- mówił Dumbledor.
- a więc, nie zacznę już dobierać was w grupy.
Grupa pierwsza:
  Jamie Coleman z Freddie Wilson
  Pansy Parkinson z Ashley Colins
  Cody Oldman z Emily Smitch
Grupa druga:
  Eveline Over z Betie Hick
  Dennis McLewis z Victorią Murphy
  Marie Baker z Alex Sparks.
Grupa trzecia:
  Draco Malfoy z Blaise Zaibini
  Dylan Jones z Lily Traver
  Jack Flynn z Bobbie Smipson
Grupa czwarta:
  Peter Morgan z Eric Parker
  Cece McCras z Katie Edwards
  Michael Fosher z Gabi Baines
Są cztery grupy. Pierwsza grupa idzie dziś. Druga jutro itd. O godzinie 20:55 idziemy...macie czekać na schodach przed szkołą- powiedział psor i zszedł z podestu.
- bosz.... najchętniej to zabiłabym go gołymi rękami..- warknęłam smarując kromkę chleba.
- kogo chcesz zabić?
- zapytała Hermiona dosiadając się do nas z Ronem i Harry'm.
- Malfoya- znów warknęłam.
- co znów odwalił ten debil?- zapytał Potter, a ja opowiedziałam im całą historię.
- co za palant!- krzyknął Weasley.
- kto znów jest palantem?- zapytała Dra...Malfoy pojawiając się obok.
- kto? To chyba jasne, że ty- warknęłam.
- o jacie...królewna boi się iść do lasku?- zadrwiła Parkinson.
- weź się już ucisz Parkinskon- warknęła Granger.
- ej, ej, ej, trochę szacunku szlamo- warknęła brunetka.
- za dużo sobie pozwalasz...- mruknęłam pod nosem.
- co? To mnie czy ciebie zostawił przyjaciel? To ja byłam za mało dla niego dobra, czy ty? To ty czy ja nie zasługiwałam na jego przyjaźń?- zapytała Pansy. Spojrzałam na Malfoy'a, tak jakby się...zmieszał? Może mi się zdawało... Mój wzrok znów skierował się na Parkinson.
- Skoro mnie zostawił, to znaczy, że nie był prawdziwym przyjacielem. To nie ja byłam dla niego za mało dobra, tylko on myślał, że jest lepszy. To nie ja nie zasługiwałam na jego przyjaźń, skoro to on mnie nie doceniał. Skoro nie chce mnie znać to już ie moja wina. Mogę powiedzieć, że już mnie to nie obchodzi...- mówiłam, ale brunetka mi przerwała.
- myślisz, że ci uwierzymy? Każdy wie, że byłaś w nim szaleńczo zakochana, więc...- nie dokończyła. Tym razem to ja jej przerwałam.
- Powiem tyle: Byłam nim zauroczona. ZAUROCZONA. Rozumiesz? Każdy wie, że to ty straciłaś dla niego głowę- uśmiechnęłam się po czym bez słowa odeszłam.
Zaraz mnie szlak trafi!!Ygh...Mam ich dość!

**Oczami Pansy**Nowość**
Co ona powiedziała?!
- Emm....Pansy...Ty tak na serio?- zapytał Goyle.
-ale co?- udawałam głupią.
- bujasz się w Malfoy'u?- zapytał Blaise.
- nie.- skłamałam.
- Parkinson, lepiej już nie kłam. Nic ci to nie da.- zaśmiała się Sparks. Egh! Nienawidzę ich!


**Oczami Ashley**
Już jest 20:50 więc żegnając się z przyjaciółkami ruszyłam w stronę umówionego miejsca.
- są wszyscy?- zapytał Snape. Gdy zobaczył, że cała grupa est obecna, ruszyliśmy w stronę domu Hagrida.
- witam was!- uśmiechnął się leśniczy na nasz widok.- Severusie, możesz już iść.- zwrócił się do profesora, którego chwilę potem nie było.- Wiem jak jesteście podzieleni, więc...Pansy i Ashley pójdą w tamtą stronę, Jamie i Freddie w tamtą a Cody i Emily w tą.- powiedział gdy byliśmy w lesie- ja z Kłem idziemy w tam- dodał. Każda dwójka miała lampy naftowe, więc widzieliśmy...nawet. Z Parkinson szłyśmy w ciszy, dopiero po jakimś czasie dziewczyna się odezwała.
- nadal nie rozumiem, jak Draco mógł z tobą chodzić- powiedziała.
- to już nie moja wina, że nie rozumiesz- powiedziałam.
- on jest przecież Malfoy'em, Ślizgonem, jak mogłaś mu się podobać?- dziwiła się.
- też się dziwię, że mi się podobał...Myślałam, że jest inny...ale nadzieja matką głupich- odparłam rozglądając się. Po chwili dostałyśmy się na...polanę? Nidy tu nie byłam...
- słyszałaś to?- zapytała odwracając się w drugą stronę. Spojrzałam w stronę, którą patrzyła brunetka. Ucichłyśmy. Po chwili zauważyłam coś...białego...w jakiejś mazi...
- to Iferius- powiedziałam do Parkinson.
- że c-co?- nie zrozumiała.- Wiejemy!- pisnęła i odbiegła, a ja za nią. Spojrzałam przez prawe ramie i dostrzegłam to coś. Biegło za nami.-Cruciatus!- krzyknęła Pansy mierząc w niego różdżką. To nic nie dało. No tak! Inferiusy nie odczuwają bólu, więc zaklęcia takie jak Cruciatus nic nie dadzą....myśl Ashley, myśl..- czemu nic mu się nie stało?- zapytała Parkinson.
- To Inferiusy. One nie odczuwają bólu....pamiętasz jakie było zaklęcie- pytałam nie przestając biec.
- nie...!- pisnęła.
- emmm...Incendio!- krzyknęłam z wymierzoną różdżką w "to coś". Po chwili przed Inferiusem pojawiło się pełno płomieni. Inferius zniknął...po prostu zniknął...Nie wiem czy się spalił czy...nie wiem co....
-nic ci nie jest As...Pansy?- Malfoy. Czy on chciał powiedzieć Ash?
- emm...nie, ale ona chciała rzucić na mnie zaklęcie, żeby to coś zajęło się mną, a nie nią!- krzyknęła wskazując na mnie. Myślałam, że większego szoku nie dostanę, ale....
- Pansy nie kłam.- on to powiedział. ON stanął po mojej stronie.
- c-co?- zdziwiłam się, a Draco na mnie spojrzał.- czemu to powiedziałeś? Czemu stanąłeś po mojej stronie?- nie wierzyłam.
- no...em....- jąkał się. Niestety nie skończył, ponieważ Hagrid mu przerwał.
- co to było? Co was goniło?- zapytał.
- Inferius- szepnęłam, a leśniczy pobladł.
- On tu jest...jest gdzieś blisko...- szeptał.
- kto tu jest?- zapytał Oldman. Rubeus spojrzał na Malfoya, a blondyn zbladł. Zrozumiałam. Ale czemu Draco tak zareagował.
- możemy...?- zaczęłam, ale Hagrid mi przerwał.
- nie, że możecie, wy MUSICIE iść teraz do szkoły. Malfoy, ty idziesz do Sanpe'a i pytasz o wiesz co. Colins, ty i reszta idziecie do McGonagall i czekacie na Dracona i profesora Severusa. Teraz. Szybko.- rozkazał.
O co chodzi?!



**Oczami Draco**
Nikt o tym nie wie. Nikt oprócz Hagrida i Dumbledora.
Jednak nikt prócz Dumbledora nie wiedział, że Snape też jest Śmierciożercą.
- Profesorze Snape!- krzyknąłem wbiegając do gabinetu nauczyciela.
- a ty czego ty Malfoy?- zapytał chłodno. Żadna nowość.
- Inferius był w lesie i napadł na Ashley i Pansy.- powiedziałem na jednym wdechu. "Nietoperz" wstał z krzesła.
- Tą twoją Colins? Mówiłem ci, żebyś sprawił, aby cię znienawidziła!- krzyknął.
- robiłem wszystko! Płakała przeze mnie! Mówiła każdemu, że mnie nienawidzi!- mówiłem.
- sama siebie oszukiwała...- szepnął cicho.
- co to znaczy?- zapytałem nie ogarniając.
- że dalej...eh...no wiesz...- mówił. Wiem. Już wiem.
- ile mamy czasu?- zapytałem.
- mało- szepnął patrząc w okno.
- mamy iść do profesor McGonagall...- szepnąłem.- dlaczego pomagasz mi chronić Ashley?- zapytałem o to, o co od dawna chciałem zapytać. Snape dalej patrząc w okno powiedział:
- Ashley nie zna swoich prawdziwych rodziców....Nie pochodzi z rodziny mugoli....jej rodzice byli czarodziejami....- mówił, a ja nie mogłem w to uwierzyć.- Przyjaźniłem się z jej ojcem...Był dobrym człowiekiem....Jedyny, który był po mojej stronie w czasach szkolnych...Pokochał jakąś dziewczynę....ona urodziła mu dziecko... Ashley...Chciała ją zabić...nie miała zamiaru zostać matką w wieku dwudziestu dwóch lat...Ellington (Wera wiesz o co chodzi xD- od aut) na to nie pozwolił...Gdy się urodziła....wszystko wróciło do normy...Dalej się przyjaźniliśmy....ale jej matka....zniknęła. Po prostu zniknęła....niektórzy mówią, że zmieniła nazwisko...i po prostu nikt jej więcej nie widział....Jej ojca ktoś zabił....ale nikt nie wie kto. Kilka osób podejrzewa, że to była mata Ashley...młoda nie miała żadnej bliskiej rodziny....ojciec umarł jej, gdy miała chyba trzy miesiące...zabrałem ją do dalekiej ciotki, była mugolką, ale zrozumiała....wstyd jej było za własną siostrę...więc przyjęła Ashley pod swój dach....Ellington obiecał sobie, że nigdy nie pozwoli, aby ktoś ją skrzywdził, ale niestety nie mógł tego dokonać...dlatego zrobię to za niego...- mówił. Nie wierzę...Ash....gdyby tylko wiedziała...
- Aaaa!- usłyszałem pisk Ashley. Spojrzałem na profesora i razem wybiegliśmy z gabinetu. Chwilę potem byliśmy w sali McGonagall.
- co się stało?- zapytałem wbiegając do pomieszczenia.
- Ash się przejęła całą tą sytuacją i się zamyśliła. Pansy wkradła się do jej myśli i czyś wystraszyła, ale ani jedna ani druga nie chcą nam powiedzieć...od tego czasu Ashley siedzi na parapecie i patrzy w okno.- wytłumaczyła....Hermiona. Skąd ona się tu wzięła?
Podszedłem do Colins i delikatnie dotknąłem jej ramienia. Ona wtedy zrobiła coś, czego bym się nie spodziewał, a mianowicie...przytulił mnie. Tak po prostu przytuliła.
- ja-ja..przepraszam- szepnęła przestraszona i chciała się ode mnie oderwać. No właśnie, chciała, ale tym razem to ja ją przytuliłem.
- przepraszam- szepnąłem.
- c-co? Za c-co?- pytała.
- za to, że pozwoliłem ci tyle cierpieć, za to, że cię okłamałem, za wszystko- tłumaczyłem.
- c-co?- dalej nie rozumiała. Nie dziwię jej się.
- bo..- zacząłem. No właśnie zacząłem.
- to dziś. Musimy to skończyć- szepnął Severus.
Czyli się zaczyna....?  


Co się zaczyna??? Za niedługo się dowiecie xDD
Mam nadzieję, że rozdział się podoba <3
Czekam na wasz opinie ;**
Mam nadzieję, że i pod tym postem pojawią się komentarze :)
To....do zobaczenia <33





środa, 21 października 2015

One Shot cz 2

Zapraszam na drugą część One Shota : ,,Czy wróg mojego brata, może okazać się prawdziwą miłością? "
Mam nadzieję, że wam się spodoba :)

**W Hogwarcie**
Uczniowie zostali wpuszczani do szkoły, przez wielkie drzwi. Wszyscy ruszyli do sali. Tzw. Wielkiej Sali. Pierwszoklasiści zostali zaprowadzeni pod podest, na którym stał długobrody mężczyzna.
- Witam was moi drodzy, jestem Albus Dumbledore.  Zaczął się następny rok szkolny. Mam przyjemność witać pierwszoklasistów wśród nas. Bardzo mi miło znów zobaczyć uczniów, którzy uczęszczali do Hogwartu już w tamtym roku. A teraz coś do pierwszoklasistów. Moi drodzy, zaraz osoba wskazana podejdzie do mnie, a ja nałożę jej Tiarę Przydziału, która zdecyduje, do jakiego domu będzie należeć uczeń. A teraz zapraszam do siebie...- dyrektor zaczął wywoływać osoby. 
- Ashley Potter- zawołał Dumbledore, a na scenę weszła wspomniana brunetka.
- Gryffidor!- oznajmiła tiara, po założeniu jej na głowę dziewczynki.
- Harry Potter!- krzyknął Albus, a brat Ashley wszedł na podest, a dyrektor założył mu tiarę.
-Gryffindor!- oznajmiła tiara. Hermiona i Ron także trafili do Gryffindoru, co ucieszył o całą czwórkę.

Po skończonym powitaniu. Wszyscy udali się do swoich domów. 

Na drugi dzień już były lekcje. Hermiona, Harry i Ron mieli OBPM, a Ashley miała zielarstwo. 
- Witam drodzy uczniowie- powiedział nauczyciel.- jestem Severus Snape. Jest to lekcja o obronie przed czarną magią. Nie toleruję spóźnień i rozmów na lekcji. Więc zaczynajmy...-zaczął mówić. -... zaraz mi pokarzecie na co was stać. Pokażecie mi pojedynek, ja wybieram z kim będziecie walczyć.- powiedział i zawołał jakiś dwóch chłopaków, potem walczył chłopak z dziewczyną, a potem znów dwóch chłopaków.- Harry Potter i...Draco Malfoy- powiedział. Blondy i brunet wyszli na środek.
- i...zaczynajcie - powiedział Snape.
Chłopcy spojrzeli na siebie morderczym wzrokiem, Potter rzucił zaklęcie w stronę Draco, ale blondyn odbił zaklęcie. Jedenastolatkowie  zaczęli rzucać zaklęcia coraz szybciej, a gdy brunet nie zauważył, Malfoy rzucił zaklęcie, przez co Harry poleciał kilkanaście metrów dalej.
- Koniec!- krzyknął Severus zauważając, że czas się skończył.- wygrał Malfoy- oznajmił. Zabrzmiał dzwonek więc wszyscy opuścili salę.
- i co Potter? Nie wiedziałem, że jesteś tak słaby.- zaśmiał się Draco stając za Potterem.
- myślałem, że ty nic nie wiesz.- oznajmił brunet.
- to nie myśl, bo ci to nie wychodzi.- oznajmił Malfoy.
- Harry!- usłyszeli jakąś dziewczynę. Wspomniany chłopak odwrócił się w jej stronę i pomachał, a ona do niego podeszła.
- cześć- przywitała się.
- cześć Ashley- uśmiechnął się. Brunetka spojrzała na chłopaków stojących przed jej bratem. Jej wzrok utknął w stalowo-niebieskich oczach blondyna. Chłopak także nie mógł oderwać wzroku od jej szarych tęczówek.
- Emm...Draco jestem- uśmiechnął się do niej.
- Ashley- zarumieniła się delikatnie.
- Co?!- pisnął Harry, a oni na niego spojrzeli.-Ash, idziemy- oznajmił łapiąc siostrę za nadgarstek.
- au!- pisnęła, a brunet poluźnił uścisk
- a ty kim niby jesteś żeby jej rozkazywać?- zapytał Malfoy.
- jej bratem- warknął, a oczy blondyna przypominały teraz pięciozłotówki.
- bratem?!- teraz to on pisnął.
- tak, bratem- potwierdził Potter i ciągnąc swoją siostrę, która wysłała tęskne spojrzenie Draconowi, poszedł w stronę domu Gryffonów.

Tak to się wszystko zaczęło.
Poznali się w wieku jedenastu lat w Hogwarcie, szkole magii i czarodziejstwa.
Harry i Draco się nienawidzili, lecz to jej nie przeszkadzało.
 Nie spędzali ze sobą dużo czasu...tylko w osobności od innych..
Wszyscy uważali, że ta dwójka się nienawidzi.
Tak to zresztą wyglądało.
To samo przez dalszą naukę w tej szkole.
Czyli do siódmej klasy.
Więc przenieśmy się rok później.


**Oczami Ashley**
Jest 15 czerwca. Sobota. Zbliża się koniec roku szkolnego.
Tyle się wydarzyło w tym roku... Ta cała akcja z komnatą tajemnic, porwanie Ginny...
Harry zabił 
Akurat jem obiad razem z Gryffonami.
- Ashley, ja muszę iść, Ron pójdzie ze mną bo musi mi w czymś pomóc- Harry wyrwał mnie z moich zamyśleń.
- emm...okey...ja też się będę powoli zbierać- powiedziałam i spojrzałam na Hermionę.
- i tak muszę pomóc Nevill'owi.- powiedziała brunetka.
- to ja idę..pa- powiedziałam i szybko opuściłam wielką salę. Gdy spojrzałam na zegar, biegiem popędziłam w umówione miejsce.
Zobaczyłam, że jestem jeszcze sama, więc usiadłam na ławce. Po chwili poczułam czyjąś dłoń na swoich oczach.
- Draco...- szepnęłam z uśmiechem, a chwilę potem znów wszystko widziałam, a blondyn usiadł obok mnie.
- skąd widziałaś?- zapytał.
- ciebie trudno nie rozpoznać- zaśmiałam się.
- hmm...to co idziemy- zapytał.
- pewnie- uśmiechnęłam się. Oboje wstaliśmy i w ciszy zaczęliśmy spacer. Cisza nie była jakaś krępująca, tylko przyjemna.
- co ty na lot na miotle?- zaproponował Malfoy po długiej ciszy.
- ale...-zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć.
- nie bój się, rozmawiałem o tym z Dropsem, zgodził się- zaśmiał się.
- ty, pytałeś kogoś o zdanie?- zdziwiłam się.
- no co? Czasami mogę być miły- uśmiechnął się, co ja odwzajemniłam. Po chwili pobiegliśmy po nasze miotły, a chwilę potem unieśliśmy się w górę.
                Do pokoju wróciłam dopiero koło 20. Otwarłam spokojnie drzwi i po cichu
 weszłam do pokoju. 
- Ashley Patrishio Potter- warknęła Hermiona zaświecając światło. No to się wkopałam!
- gdzie ty byłaś?- zapytała Katy.
- emm...no...tu i...tam- jąkałam się.
- wiem z kim byłaś!- do pokoju jak torpeda wleciała Gabi.
- c-co?- jąkałam się.
- przed chwilą widziałam cię jak przytulałaś się z...- nie dokończyła bo zatkałam jej usta dłonią.
- powiem wam, ale musicie mi obiecać, że poza wami, nikt nie będzie o tym wiedział- powiedziałam poważnie, na co dziewczyny przytaknęły.
- to z kim byłaś?- zapytała Greanger.
- z..no z ....- dalej się jąkałam.
- z Malfoy'em- pisnęła Horeas (Nazwisko Gabi)
- co?- nie wierzyły.- od kiedy wy się..no..ten...- jąkała się blondyna ( Katy)
- akceptujecie?- dokończyła Hermiona.
- em...od zawsze...wiecie przecież, że gdyby Harry się o tym dowiedział, to by mi na to nie pozwolił- mówiłam.
- no ja mu się nie dziwie...przecież to Malfoy. Dziewczyno przejrzyj na oczy! On nie jest ciebie wart!- krzyknęła brunetka (Hermiona).
- co?!- pisnęłam- ty go nie znasz...mamy dopiero dwanaście lat, ale kurde wiem jaki on jest! Zamiast go krytykować, mogłybyście dać mu szanse, a nie od razu skreślać. On nie jest taki!- krzyknęłam, po czym wbiegłam do łazienki, nie myśląc o tym, szybko się umyłam i przygotowałam do snu. Gdy weszłam do pokoju, zignorowałam dziewczyny i położyłam się na łóżku. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.


**Rok 1993, Oczami Ashley**
W tym roku poznałam mojego wujka, ojca chrzestnego Harry'ego- Syriusza Blacka.
Powiem tyle- dużo się działo. 
Jest maj. Dokładnie 11.
Właśnie siedzę na trybunach. Dziś gra mecz Slytherin i Płonące Miotły. Jest remis 13 do 13. W Slytherinie szukającym jest Draco, a w Płonących Miotłach Gabriel R. Myers. Malfoy zbliża się do znicz i....Gabriel go popchnął, przez co blondyn skręcił w lewo.
Na trybunach zaczęli wrzeszczeć były coraz głośniejsze piski.
- Draco dalej! Uda ci się!- krzyczałam coraz głośniej.
Blondyn szybko zawrócił i podleciał do Myersa. Oboje mieli znicz na wyciągnięcie ręki.
- Draco szybciej! Dasz radę!-krzyczałam.
Chłopak wyciągnął rękę i....złapał. Złapał!
- Aaaaa!!!!- wszyscy zaczęli piszczeć. Gdy ogłoszono zwycięstwo Ślizgonów, a ci zeszli z boiska, czym prędzej popędziłam w stronę namiotów- szatni. Stanęłam przed wejściem i czekałam na blondyna. Po chwili zobaczyłam Marcusa Flinta- kapitana drużyny.
- o cześć, ty jesteś siostrą Pottera, tak? Emm...?- zaczął.
- Ashley- odparłam.
- co tu robisz?- zapytał.
- czekam na kogoś- powiedziałam znużona.
- a to niby na kog..?- nie dokończył bo mu przerwano.
- Ash!- zawołał Draco, a ja się uśmiechnęłam po czym go przytuliłam.
- gratulacje- powiedziałam gdy się od siebie oderwaliśmy.
- o co chodzi?- zapytał Miles- obrońca drużyny.
- em..no...to my już idziemy- powiedział Malfoy ciągnąc mnie za dłoń.


**Rok 1994, Oczami Ashley**
Dziś jest bal. W tym roku jest odgrywany Turniej Trój magiczny. 
Na bal idę sama. No tak jakby...No bo idę z Draco, tylko, że nikt o tym nie wie. Dalej się boję, jakby na to wszystko zareagował mój brat...
- Ashley, jesteś gotowa?- zapytała Hermiona ubrana w białą sukienkę. Wyszłam z łazienki. Miałam na sobie różowo-czarną sukienkę.
- Wyglądasz ślicznie- powiedziała Greanger.
- ty również- uśmiechnęłam się.
Obie opuściłyśmy swój pokój i ruszyłyśmy w stronę sali. Drzwi były otwarte więc weszłyśmy do środka. Hermiona poszła od razu do Wiktora, a ja podeszłam do stolika z przekąskami.
Po chwili dostrzegłam osobę, której szukałam.
- hej- przywitałam się z blondynem, gdy ten do mnie podszedł.
- cześć... ślicznie wyglądasz- powiedział, przez co się zarumieniłam.
-emm...dziękuję- uśmiechnęłam się.
- zatańczysz?- zapytał wyciągając rękę. Spojrzałam, za Draco i ujrzałam Harryego. Brunet był zajęty rozmową z Ginny, więc raczej nic nie zauważy. Uśmiechnęłam się szeroko i złapałam dłoń blondyna, a on zaprowadził mnie na parkiet i mocno do siebie przyciągnął. Zaczęliśmy tańczyć, najpierw poleciały szybkie piosenki, a potem jedna wolna. Zaczęliśmy się kołysać w rytm melodii, patrząc sobie w oczy. Patrzyłam w ego stalowe tęczówki i zauważyłam iskierki. Albo mi się przewidziało...Nic się nie liczyło. Poza nim. Nic dla mnie nie istniało. Poza chłopakiem patrzącym mi w oczy. Teraz coś zrozumiałam. Dopiero teraz. Zakochałam się. Zakochałam. Kocham tego blondyna, który przede mną stoi. Zawsze go kochałam.
Od samego początku. Kocham go...


**rok 1995, Oczami Draco**
Nie mogę! Nie potrafię już tego dalej znieść! Mam 15 lat, a dalej jest tak samo, jak rok temu!
Jest koniec roku...Muszę jej to powiedzieć!
Pobiegłem w stronę wielkiej sali, gdzie powinna teraz być Ash.
Byłem już przed salą, ale coś mnie zatrzymało, mianowicie zobaczyłem  Ashley i Marcusa.
Wiem, że nie powinienem,  ale postanowiłem podsłuchać o czym rozmawiają.
- gdzie idziesz?-zapytał Potter stając za mną.
- tak, na pewno ci powiem, bo to twój interes Potter - zaśmiałem się.
- Ygh.... - mruknął i odszedł, a ja zacząłem słuchać rozmowy Ash i Flinta.
- Ale Ashley..
- co Ashley? Powiedziałam nie i zdania nie zmienię
- czemu nie?
- bo mam cię dość! Odczep się ode mnie!
Po skończonej rozmowie usłyszałem kroki, więc trochę się cofnąłem i udawałem, że zmierzam w stronę wielkiej sali.
- Hej Ash- uśmiechnąłem się.
- em..hej Draco, przepraszam, ale nie mam teraz ochoty na rozmowę z kimś, potem pogadamy- powiedziała i odbiegła.
**3h później**
Dobra, muszę się wziąść  w  garść.
Ubrałem pelerynę niewidkę i ruszyłem w stronę dormitorium Gryffonów. Akurat Parvati wchodziła do środka, więc szybko przeszedłem przez obraz. Gdy nikogo już ie było na korytarzu, ściągnąłem pelerynę i zapukałem do drzwi. Usłyszałem ciche kroki, a potem ktoś nacisnął klamkę. Drzwi otwarła Ashley.
- emm...hej, możemy porozmawiać?- zapytałem, a brunetka otworzyła szerzej drzwi i wpuściłą mnie do środka. W ciszy usiedliśmy na kanapie.
- muszę ci coś powiedzieć- powiedzieliśmy w tym samym czasie, na co się zaśmialiśmy.
- mów pierwszy/a- znów ten synchron. Ash pokiwała głową na znak, że mam zacząć.
-emm...powiem wprost. Od kiedy cię poznałem, moje życie nabrało barw. Pamiętam ten moment, jak pierwszy raz cię zobaczyłem. Byłaś taka niewinna i delikatna. Pamiętam też, kiedy pierwszy raz, gdy stanęliśmy przed sobą. Wiem, że twój brat za mną nie przepada, ze wzajemnością. Ale to nie powstrzyma moich uczuć do Ciebie. Wtedy na balu... gdy tańczyliśmy wolnego, pamiętam twoje oczy, pierwszy raz dostrzegłem coś takiego...Wtedy zrozumiałem, że nie jesteś dla mnie tylko przyjaciółką, jesteś czymś więcej. Ja...ja...ja cię kocham- szepnąłem pod koniec. Spojrzałem na dziewczynę, a ona nic nie mówiła. Już wstałem i miałem wyjść z pokoju, ale poczułem silne pociągnięcie za krawat, a chwilę potem jej słodkie usta na moich. Na początku byłem oszołomiony, ale długo to nie trwało i  odwzajemniłem gest, uśmiechając się przez pocałunek.
- też cię kocham- szeptała pomiędzy pocałunkami.


**1996, Oczami Draco**
Szybko wbiegłem do łazienki. Spojrzałem w lustro i zdjąłem sweter. Mam dość. Mam dość wszystkiego. Nie jestem taki! Nie potrafię kogoś zabić! Nie mogę...
- co tu robisz?!- zapytał Harry pojawiając się w progu.
- zostaw mnie w spokoju!-krzyknąłem- Ekspeliarmus!
Brunet uniknął mojego zaklęcia.
Zaczęliśmy rzucać w siebie zaklęcia.
Usłyszałem "Sectusempra". Potem przeszył mnie niewyobrażalny ból. Nie umiałem wytrzymać. Upadłem. Ból był niewyobrażalny. Zobaczyłem pełno krwi...
Kątem oka zauważyłem Harry'ego, który mi się przygląda.
- Aaaa!- usłyszałem głośny pisk, a potem ktoś przyłożył dłoń do mojej twarzy.- Draco, słyszysz mnie?- Ash.
- yhym..-mruknąłem.
- Harry! Idź po profesora Snape'a!- krzyczała, a on dalej stał- No idź!-znów krzyknęła- Będzie dobrze...-szeptała gładząc mnie po policzkach.
- Odsuń się- rozkazał Severus, a brunetka szybko się ode mnie odsunęła. Snape zaczął jeźdxić różdżką po mojej klatce piersiowej, mówiąc cicho zaklęcia.
Po chwili, krew już ze mnie nie leciała, a po rozcięciach na moim ciele, nie było śladu.
Snape i Ash pomogli mi wstać, profesor wyszedł i kazał Ashley, aby pomogła mi dojść do pielęgniarki. Mieliśmy już opuścić łazienkę, ale zatrzymał nas głos Harry'ego.
- co robiłaś w męskiej łazience?- zapytał. Sam byłem ciekaw więc spojrzałem na brunetkę.
- Jak weszłam do sali, podbiegła do mnie Parvati. Powiedziała, że poszedłeś za Draconem do łazienki. Nie było się trudno domyślić, że coś się stanie.- odpowiedziała.



**1997, Oczami Ashley**
Dobiega koniec.
Draco jest śmierciożercą.
To koniec.
Wszystko się zmieni.
Jest wojna.                                                                                                                                 Stoję na schodach przed Hogwartem, tak jak reszta uczniów.
Oprócz Harry'ego.
W naszą stronę zmierza armia Voldemorta. Po lewej stronie Toma Riddle'a idzie Hagrid. Niesie kogoś na rękach... Przecież to...Harry!
- Nie! Harry!- krzyknęłam i miałam pobiec w jego stronę, ale poczułam silny uścisk na moim ramieniu. Odwróciłam się. Draco.
Od razu wtuliłam się w jego ramiona. To jedyne miejsce, gdzie czuję się bezpieczna.
- Widzicie? Harry Potter nie żyję! Zabiłem go! To koniec!- krzyczał Voldemort. Zaczęłam płakać. To koniec. Harry nie żyje. Mój brat został zabity... - Jest ktoś jeszcze, kto chciałby się do nas przyłączyć?- zapytał z uśmiechem.
- Emmm...Draco...chodź tu- mówił ojciec Dracona- Lucius.
Spojrzałam w jego stalowe tęczówki. W moich oczach było widać wręcz błaganie o to aby został. Blondyn za to nic nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął, po czym spojrzał w stronę swoich rodziców.
- nie- odparł.
- c-co?- zdziwił się jego ojciec.
- nigdzie nie idę- powtórzył
To wszystko stało się tak szybko... Harry zeskoczył z ramion leśniczego, Lucius rzucił zaklęcie w stronę Dracona, on mnie od siebie odepchnął i odbił zaklęcie, Bellatrix teleportowała się obok mnie i gdy podniosła mnie za ramiona, przycisnęła różdżkę do mojej szyi.
- Odsuńcie się! Albo ją zabiję!- krzyknęła, a wszyscy cofnęli się o kilka metrów.
- Zostaw ją!- usłyszałam krzyk Dracona, a potem była tylko ciemność....

**Jakiś czas później**
Otworzyłam oczy. Lecz przez światło, znów je zamknęłam.
- budzi się.- usłyszałam głos. Ginny. Ponowiłam própbę otwarcia powiek, a po jakimś czasie
w końcu się udało.
- Gdzie ja jestem?- zapytałam cicho, a wszyscy w pomieszczeniu na mnie spojrzeli. Był tu, Harry, rodzeństwo Weasley z rodzicami i Hermiona. Nie widziałam tylko tej osoby, której teraz bardzo potrzebowałam.
- jak się czujesz?- zapytała mnie mama Rona.
- jest okey...gdzie Draco?- zapytałam, a Molly spojrzała na Harry'ego, co ja również uczyniłam.
- em...Draco oberwał cruciatus, próbując cię bronić.- szepnął.- dostał od swojego ojca- dodał.
- co z nim? Jak się czuje?-pytałam szybko.
- jest okey- zaśmiał się ktoś za mną. Odwróciłam głowę w jego stronę, a na twarzy blondyna był widoczny cwaniacki uśmieszek, na co ja również się uśmiechnęłam.
- co się stało przez ten czas, gdy byłam nieprzytomna?- zapytałam.
- Jak Lestrange zaczęła grozić to Ginny zaczęła coś tam paplać, a Draco strzelił jakieś zaklęcie, a ta padła.- powiedział Ron, po czym dostał w tył głowy od rudej.
- Harry przez ten czas pokonał i jest happy end- dodał Percy.
- Ashley...powiedz nam o co w tym wszystkim chodzi..? Co was łączy, bo zawsze się zachowywaliście jakbyście się nienawidzili...-mówił mój brat.
- No em....my...ten...no...ten...tego....- jąkałam się.
- mów prawdę- powiedział stanowczo Percy. Pierwszy raz jest poważny...
-okey...- szepnęłam.
- ale od samego początku- dodała Hermiona.
- to tak....pierwszy dzień, jak wtedy do was podbiegłam i zobaczyłam Dracona, to...no ten...jakby to ująć....no spodobał mi się.- zarumieniłam się.
- co?!- pisnął Harry.
- wiedziałam, że go nie lubisz i nie chciałam cię denerwować. Zaczęliśmy się spotykać potajemnie....potem się zaprzyjaźniliśmy, na balu zaczęłam czuć do niego coś więcej....i  z tego co wiem, to on też- tu spojrzałam na Malfoy'a- jesteśmy razem od piątej klasy- dodałam a koniec.
- co? Jak? Kiedy?- plątał się mój brat.- przecież wy się nienawidziliście...- mówił.
- to się nazywa miłość. Choćby zakazana, to zawsze prawdziwa. - powiedziała Ginny.
Prawda? Prawda. Nie ważne jak się poznaliśmy. Nie ważne co nas łączy. Nie ważne czy ta miłość jest zakazana, potajemna... Miłość to miłość. Gdy kochasz kogoś, ta osoba nadaje barwy twojemu życiu. Gdy widzisz jak się uśmiecha, na twojej twarzy również pojawia się uśmiech, ponieważ wiesz, ze on jest szczęśliwy. Miłość, jest jak kwiat, który trzeba pielęgnować, bo gdy o tym zapomnimy, może uschnąć. Trzeba to szanować, bo nie każdy ma takie szczęście by doświadczyć takiego wspaniałego uczucia. Prawdziwej Miłości.
Chciałabym, aby każdy doznał czegoś tak pięknego. Chce by każdy mógł poczuć takie szczęście. Życzę wam, abyście poczuli się tak samo jak ja. Aby każdy był szczęśliwy i by każdy potrafił zrozumieć moją historię. Która, mam nadzieją, wam się spodobała...



Emmm....THE END!
Skończyłam!
Cała historia, nie opowiada o HP,
jak widzicie, są lata szkolne,
nie dzieje się w nich  to co w prawdziwej historii.
Mam nadzieję, że rozumiecie...
i że wam się podoba.
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
Mam nadzieję na kom ;)