niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 6

**Oczami Ashley**
- Harry zniknął!- do gabinetu McGonagall wbiegł Ron.
- co?!- zapytałam w tym samym czasie z dziewczynami.
- powiedział, że idzie do łazienki....i nie wrócił.-szepnął.
- mówił coś wcześniej?- zapytał Dumbledore pojawiając się znikąd.
- coś o horkruksach- mamrotał Weasley.
- gdzie on może być?-  Eve zapytała profesora Albusa.
- chyba nie myślicie, że opuścicie teraz szkołę- warknął Snape.
- ale...-zaczęłam.
- nie ma żadnego ale- przerwał mi...Draco? O co tu chodzi?
- wy idziecie do pokoju Granger- powiedziała McGonagall wskazując na mnie oraz dziewczyny.
- a...?- zapytałam. Znów mi przerwano do cholery!
- co 'a'? Żadne 'a' tylko idziecie do góry- rozkazał profesor Severus.
- Draco!- krzyknęłam, a on na mnie spojrzał.
- c-co?- zapytał.
- o co w tym wszystkim chodzi?- zapytałam spokojniej.
- nie ma teraz czasu na wytłumaczenia, idziecie do pokoju- rozkazał Snape.
Miałyśmy już wyjść. Stałam przy drzwiach i powoli przekraczałam próg. Ale nie wyszłam. Zrobiłam coś, czego zupełnie się po sobie nie spodziewałam. Nigdy bym nie pomyślała....że po tym wszystkim co się stało, ja...tak po prostu to zrobię.
Szybko się odwróciłam i podbiegłam do Dracona. Spojrzałam mu w oczy, a potem delikatnie musnęłam jego usta. Gdy znów spojrzałam w jego szare tęczówki, zobaczyłam zdziwienie...i szczęście? Nadzieje? Nie wiem. Nie zastanawiałam się. Po prostu odwróciłam wzrok i szybko opuściłam pomieszczenie.
Dopiero teraz to do mnie dotarło.
Pocałowałam go.
Ja go nienawidzę, ale jednak kocham.
Jak to możliwe?
Boże, co ja zrobiłam...?


*3h później Oczami Ashley*
Od trzech godzin siedzę na parapecie.
Od trzech godzin do nikogo nic nie mówię.-
Od trzech godzin o tym myślę.
Od trzech godzin myślę o NIM.
- Ash?- usłyszałam niepewny głos obok mojego ucha. Powoli odwróciłam głowę w stronę rudowłosej. Spojrzałam na nią smutnym wzrokiem, ale nic nie powiedziałam- em....myślisz, że wszystko będzie dobrze?- zapytała ze łzami w oczach.
Po chwili z moich oczu popłynęły łzy, rozbeczałam się na dobre  i przytuliłam do Ginny i Hermiony.
- Ash!- usłyszałam w drzwiach krzyk...Rona? Co on tu robi?!- Snape cię woła!- krzyknął- chodzi o Draco- usłyszawszy imię blondyna szybko wybiegłam z pokoju i popędziłam w stronę gabinetu Severusa razem z Weasleyem.
- panie profesorze, o co chodzi?- zapytałam szybko.
- Draco jest w skrzydle szpitalnym, pod opieką pani Pomfrey. Trafiłby do szpitala św. Munga, ale poza szkołą, panuje zbyt wielkie zagrożenie....Malfoy dostał Crucio, a następnie Sectumsemprą...Od samego Czarnego Pana...Mało brakowało....Gdybyśmy znaleźli go kilkanaście sekund później...Wykrwawił by się....- mówił Snape.- Czarny Pan zniknął...Harry nie odnalazł horkruksów... nic nie pamięta...znaleźliśmy go gdy wracaliśmy do Hogwartu...był nie przytomny...nie pamięta co tam robił...Możesz iść do skrzydła szpitalnego...Malfoy na ciebie czeka- nie czekając ani chwili dłużej pobiegłam do wspomnianego wcześniej pomieszczenia.
- O Boże....-szepnęłam widząc blondyna na łóżku szpitalnym. W moich oczach rozbłysły łzy, zakryłam usta dłonią i powoli podeszłam do Malfoya. Miała zamknięte oczy...pewnie śpi...
Po cichu usiadłam na krześle i delikatnie dotknęłam lodowatej dłoni Dracona. Drgnął.
- Ash...?- usłyszałam cichy głos. Szybko spojrzałam na twarz blondyna. Miał otwarte oczy.
- Jak się czujesz?- zapytałam.
- już lepiej- chyba chciał się uśmiechnąć, ale wyszedł mu grymas.
- możesz mi w końcu wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi?- zapytałam.
- em....wszystko zaczęło się jakieś półtora miesiąca po balu... Gdy w weekend pojechałem do domu... do rodziców. Wytłumaczyli mi wszystko....jestem śmierciożercą Ashley- po ostatnim zdaniu odwrócił głowę.
- Draco...- szepnęłam, ale on nie zareagował.- spójrz na mnie.- powiedziałam. Znów zero reakcji- proszę- dodałam wręcz błagalnie.
- nie rozumiem cię- w końcu usłyszałam jego głos. Spojrzał mi w oczy.- myślałem, że nie będziesz chciała mnie znać, po tym, gdy dowiesz się prawdy- dodał widząc moją minę.
- co? Draco, nie ważne jest kim jesteś...tylko jaki jesteś. Dla mnie nadal będziesz tym samym chłopakiem, który zawsze jest gdy go potrzebuje, na którego mogę polegać, któremu mogę ufać, którego nadal kocham- szeptałam. Po ostatnich słowach, w jego oczach można było ujrzeć....iskierki szczęścia?
- ty po tym wszystkim co ci zrobiłem, jaki dla ciebie byłem...ty dalej mnie kochasz?- uśmiechnął się.
- yhym- mruknęłam zarumieniona i spuściłam głowę w dół.
- też cię kocham- te słowa zadziałały na mnie, jakby prąd mnie kopnął. Spojrzałam w jego stalowe tęczówki i szczerze się uśmiechnęłam.
- emm...hej Ash- usłyszałam za sobą...Harry'ego?
- od kiedy tu jesteś?- zapytałam.
- od początku- warknął. Co?
- o co ci chodzi?- nie rozumiałam.
- o co chodzi? Leże bliżej drzwi, a ty normalnie wchodzisz i jakby nigdy nic podchodzisz do Malfoy'a, a na mnie nie zwracając ani trochę uwagi-warknął.
- nie czepiaj się jej- powiedział Draco.
- myślisz, że obchodzi mnie twoje zdanie? Jesteś śmierciożercą! Nie zdziwię się, jeśli profesor Dumbledore wywali cię z Hogwartu- powiedział.
- Harry!- usłyszeliśmy Albusa.
- tak psorze?- zapytał miło.
- pan Malfoy nie wyleci z Hogwartu. Jest śmierciożercą, ale sprzeciwił się Voldemortowi, przez co teraz tu leży.- powiedział Drops.
- że co?- nie wierzył brunet.
- nie zrozumiałeś?- zapytałam wściekła.
Nie otrzymałam odpowiedzi, ponieważ do sali weszła pani Pomfrey.
- proszę żebyście opuścili salę, ponieważ panowie Potter i Malfoy muszą wypoczywać.-powiedziała. Draco szybko usiadł, sprawiając sobie przy tym ból, sądząc po grymasie na twarzy.
- to pa- uśmiechnęłam się.
- pa -odparł. Wstałam i nachyliłam się do blondyna, aby dać mu buziaka w policzek, ale ta blondyna odwróciła twarz, przez co pocałowałam go w usta. Chciałam się już oderwać, ale Draco szarpnął zębami moją dolną wargę i złączył nasze usta w pocałunku, który oczywiście odwzajemniłam. Po koniec blondyn przejechał swoim językiem po moich ustach, a następnie przygryzł moją górną wargę.
- pa- powiedziałam oderwawszy się od niego.
- pa- odpowiedział puszczając moją dłoń. Podeszłam do drzwi i ostatni raz spojrzałam na Malfoy'a po czym opuściłam salę.
- Ashley...jest 02:26, nie musicie iść do szkoły, ponieważ dziś dużo się działo... nie martw się...będzie dobrze- mówił Dumbledore gdy wyszliśmy na korytarz i nie czekając na moją odpowiedź odszedł.


**Oczami Ashley, Rano**
Biegnę przed siebie i rozglądam się wokół. Jestem w lesie. Jest noc i prawie nic nie widać.
- Ashley!- usłyszałam za sobą głos. Przyśpieszyłam.
- Stój!- następny głos. Tym razem inny.
- Zostawicie mnie w spokoju!- krzyczę. Biegnę przed siebie.- Draco?- zapytałam widząc kogoś przed sobą. Zaczęłam biegnąć w tamtą stronę. Zamarłam.
Przede mną leżał Malfoy w kałuży krwi. Usiadłam obok niego i zalałam łzami. Nie było czuć pulsu.
On nie żyje.
Nie ma go.
Zostawił mnie.
Opuścił.
Dotknęłam swoją dłonią, jego zimnego policzka. Zbliżyłam się do jego twarzy i po raz ostatni złożyłam delikatny pocałunek a jego ciepłych ustach.
- a więc przyszłaś- usłyszałam głos przed sobą. Prędko podniosłam głowę. Zamarłam.- Avada Kedavra!- krzyknął , a ja ujrzałam zielone światło pędzące w moją stronę.
- Nie!- usłyszałam głos. Ten głos. Ten, którego pragnęłam w tej chwili usłyszeć. Ten, którego teraz potrzebowałam.
Obudziłam się zalana łzami. Byłam cała spocona. Jest 11:54. Długo spałam. Szybko ubrałam białą bluzę z napisem, jeansy z wysokim stanem, a do tego czarną bandamkę i tego samego koloru conversy, wcześniej wykonując poranne czynności.
Szybko popędziłam do sali szpitalnej. Szok. Nie ma tam nikogo. Pusto. Zupełnie pusto.
Pobiegłam do wielkiej sali. Wszyscy byli. Jednak go nie widziałam.
-Draco!- pisnęłam widząc go rozmawiającego ze profesorem Snape'em. Chłopak odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął. Szybko do niego podbiegłam i przytuliłam, co oczywiście odwzajemnił.
- Panno Colins- usłyszałam głos Severusa.
- tak?- zapytałam odrywając się od Dracona.
- jesteś podobna do matki- uśmiechnął się a mnie zatkało. Lecz nim zdążyłam o cokolwiek zapyta, profesora już nie było.
- kocham cię- usłyszałam obok ucha.
- a ja ciebie- odparłam łącząc nasze usta w pocałunku....
Nie wiedziałam, że to się tak skończy. Nie wiedziałam, ile ludzie mają tajemnic.
Bałam się. Bałam się przyszłości i nadal się boje.
Nikt nie wie, co spotka nas juro, a co dopiero za dziesięć lat. Nie sądziłam, że kiedykolwiek doznam szczęścia, że spotkam prawdziwych przyjaciół, prawdziwą miłość. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, ale nigdy nie wolno się poddawać, trzeba walczyć dalej. Nie można się poddać, tak po prostu wszystko zostawić, nie warto tego marnować. Nie można cofnąć straconych dni, można jedynie sprawić, aby kolejne były pełne szczęścia i uśmiechu. Często też próbujemy też znaleźć skrót, skrót przez życie, ale nie warto, ponieważ najbardziej smakuje to, co kosztowało nas najwięcej wysiłku. Ludzie nie doceniają tego daru, jakim jest życie. Niektórzy pragną je zakończyć, a niektórzy, walczą, aby dalej żyć. Trzeba to szanować. Nie poddawać się i iść na przód. Nigdy nie wierzyłam, że moje życie będzie tak kolorowe i ciekawe. Byłam normalną dziewczyną, z normalnej rodziny. A tu nagle się dowiaduje, że jestem czarodziejką. Umiem czarować. To było dla mnie ekscytujące i takie..nowe. Nie codziennie się dowiaduje, że potrafię władać czarami. Cieszę się, że mam takie życie. Nie zamieniłabym go, na jakiekolwiek inne. Cieszę się, że nie poddałam się, gdy nie miałam już siły, tylko szłam naprzód. Teraz też nie mogę się poddać. Nie mogę.
Mam dla koga walczyć...



Boom! Jest rozdział 6 <3
Trochę długo zajęło mi pisanie, ale w końcu jest :**
Nie będę się rozpisywać bo oglądam HP xDD
Wercia pozdrawiam <333

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz