wtorek, 10 listopada 2015

One shot 2 cz 1 "Bo to czy będę szczęśliwa zależy od ciebie'

Ygh! Jak ja jej nienawidzę! Ta wredna, czarna glizda!
Mam jej już dość! A tak w ogóle, to kogo mam dość? Pansy Parkinson.
Siedzę sobie z Harry'm na OPCM. Umbridge coś tam mówi, czego ja nie słucham, a przede mną siedzi na fałszywa jędza, razem ze swoim chłopakiem. Czyli kim? Malfoy'em.
- Colins, proszę odpowiedzieć na pytanie- powiedziała Dolores, wyrywając mnie  z zamyśleń.
- em...przepraszam, ale nie słuchałam pani- powiedziałam.
- to ostatnie upomnienie moja droga- powiedziała i znów zaczęła opowiadać nam o...czymś.
Po jakimś czasie usłyszałam dzwonek- zbawienie uczniów.
- Ashley...- zaczął Ron podbiegając do mnie.
- hmm...?- mruknęłam.
- bo..em... Możesz mi napisać to wypracowanie z transmutacji dla McGonagall?- poprosił.
- a Miona nie może?- zapytałam.
- ona...eh...powiedziała, że mam se radzić sam, ale za niedługo mamy OWTM-y i nie wyrobiłbym się z tym wszystkim, bo muszę się uczyć- mówił.
-eh..niech będzie- zaśmiałam się.
- dzięki, dzięki, dzięki!-krzyknął i tak po prostu odbiegł.
- Siema Ash- powiedział Fred podchodząc do mnie.
- hej- uśmiechnęłam się.
- mamy sprawę- powiedzieli jednocześnie z Georgem.
- co znowu?- zapytałam z uśmiechem.
- Em...- zaczął Fred.
- no..bo widzisz...- kontynuował George.
- co widzę?- zapytałam ciekawa.
- Jak zauważyłaś Umbridge nie potrafi nas niczego nauczyć....- powiedział George.
- no i Sama-Wiesz-Kto powrócił, więc potrzebujemy dodatkowej nauki...- kończył drugi bliźniak.
- No i Hermiona powie ci szczegóły- powiedzieli jednocześnie, po czym tak samo jak ich brat, po prostu odeszli.
- Ashley!- usłyszałam Hermionę, a ta po chwili stała obok mnie.
- co się stało?- zapytałam.
- no Ron zaprosił mnie na bal...a ja się zgodziłam!- pisnęła, a ja razem z nią. - najgorsze jest to, że nie mam żadnej sukienki.- zasmuciła się.
- nie martw się, ty masz partnera, a ja nie..-zaczęłam.
- Fred....albo Geroge...nie wiem...ktoś z nich chciał cię zaprosić.- zaśmiała się, a ja razem z nią.


*piątek, Hogsmeade*
Jestem z Hermioną, Ginny, Luną i Cho w sklepie. Każda z nas rozgląda się za sukienką. Najpierw szukamy dla Lovegood.
Po jakimś czasie, w końcu znalazłyśmy. Potem zaczęłyśmy szukać odpowiedniej dla Granger, zajęło nam to mniej czasu niż szukanie odpowiedniej sukienki dla Luny, ale znalazłyśmy to cudo. Dla Ginny wybrałyśmy taką kieckę, dla Cho taką. Po dłuuugim czasie, w końcu zdecydowałam się na tą sukienkę.
- Cho, a z kim ty w końcu idziesz?- zapytała Ginny.
- z Cedrik'iem- uśmiechnęła się.- a wy, z kim idziecie?- dodała.
- ja idę z Harry'm- powiedziała Weasley.
- ja z Ronem- uśmiechnęła się Hermiona.
- a mnie zaprosił Neville- oznajmiła Luna.
- a mnie nikt nie zaprosił, więc idę sama- uśmiechnęłam się.
- czemu mu nie powiesz?- zapytała Ginevra.
- jesteśmy w siódmej klasie, czyli siedem lat odkąd go poznałaś, a dwa lata odkąd coś do niego czujesz- mówiła Lovegood.
- Ale on jest Ślizgonem! Wiesz, że nie mogę...on ma dziewczynę, a ja mu nie powiem "cześć, wiesz co? Podobasz mi się od piątej klasy, zerwij ze swoją dziewczyną, bo chce być z tobą", to chyba oczywiste- zaśmiałam się.


*sobota, bal*
Siedzę przy stole i patrzę na tańczące pary. W mojej ręce błyszczy kieliszek z Ognistą. Już nawet nie wiem który, nie liczę.
- Ash chodź do nas! - zawołała Ginny, ale ja odmówiłam. Wolałam powoli sączyć napój z szklanego naczynia, niż poruszać się na parkiecie. Odwróciłam się w drugą stronę, a tam szok. Pansy, całuje się z Blaise'm! Parkinson przecież ma chłopaka! Patrzę trochę bardziej w lewo i GO dostrzegam. Patrzy na swoją dziewczynę, która liże się z jego najlepszym przyjacielem. Jego wyraz twarzy wykazuje złość, ale też głęboko ukryty smutek. Widzę to. Chłopak z niedowierzaniem kiwa głową po czym opuszcza salę. Nie wytrzymuję i po prostu za nim wychodzę. Nim opuściłam pomieszczenie, spojrzałam jeszcze na Mione, na co ta puściła mi oczko. Wbiegam za nim po schodach i łapię go za ramię. Chłopak odwraca się w moją stronę i dopiero wtedy do mnie dociera, że nie wiem co powiedzieć.
- Draco...- zaczynam, a w moich oczach widać zakłopotanie.
- chodź ze mną- prosi. Nie zaprzeczam. Nie robię nic przeciwko temu, po prostu łapię jego dłoń i idę. Po chwili spostrzegłam, że jesteśmy w jego osobnym pokoju. Siadamy na kanapie, a blondy magią przywołuje Ognistą i dwa kieliszki.
- Nie wiem jak mogłem być tak ślepo w nią zapatrzony...- mówił popijając trunek. - Mówiła jak bardzo mnie kocha- kłamała. Mówiła jak bardzo jej zależy- kłamała. Mówiła, że nigdy mnie nie opuści- kłamała. Mówiła, że jestem jedynym w jej życiu- kłamała. Wychodzi na to, że nawet dla niej jestem zbyt mało dobry....jestem za słaby- mówił.
- nie mów tak.... to, że cię nie doceniła, to jej problem. Jesteś niesamowitym chłopakiem, a ona w końcu zrozumie, jak wielki błąd popełniła, będzie tego żałować...Miała przy sobie, tak wspaniałego chłopaka, a wybrała innego, nie rozumiem jej...jak widać, nie była ciebie warta, byłeś dla niej zbyt dobry- uśmiechnęłam się, wypijając następny kieliszek, co on odwzajemnił.
- czemu to robisz?- zapytał patrząc mi w oczy.
- ale co?- nie rozumiałam.
- no pomagasz mi...wspierasz, próbujesz pocieszyć...przez siedem lat, nie byłem dla ciebie dobry, a ty tak po prostu próbujesz mi pomóc.- zdziwił się.- zawsze mnie unikałaś, nie reagowałaś gdy do ciebie mówiłem....nie rozumiem tego- mówił.
- nie byłeś za dobry, ale eh... nie potrafię tego wytłumaczyć....a nie reagowałam na to, gdy do mnie mówiłeś, bo jakbyś nie zauważył, obok ciebie zawsze kręciła się Parkinson, tym bardziej, jak do mnie
podchodziłeś. Uznała mnie za swoją "konkurencję" i tak zostało do końca- powiedziałam. Nagle, znikąd poleciała wolna melodia. Dopiłam swój kieliszek, a Draco do mnie podszedł.
- mogę prosić?- zapytał wyciągając rękę.
- ależ z miłą chęcią- uśmiechnęłam się łapiąc jego dłoń.
Stojąc na środku pokoju, zaczęliśmy kołysać się w rytm melodii. Blondyn swoje dłonie umieścił na swojej tali, a ja swoje na jego szyi. Przez cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Gdy piosenka ucichła, nasz kontakt wzrokowy się nie urwał. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać...i stało się. Poczułam jego miękkie usta na swoich, a w brzuchu tysiące motyli. Czułam jak rozrywa mnie ze szczęścia od środka. Po chwili poczułam jak przejeżdża językiem po moich wargach. Wiedziałam czego chce. Otworzyłam usta, pozwalając mu tym samym na więcej. Jego język od razu połączył się z moim. Nasze ciała i dusze dopasowały się do siebie, jakby były dla siebie stworzone. W tej chwili nic się dla mnie nie liczyło, poza chłopakiem, któremu oddałam serce.
Szczerze? Nie wiem, co potem się działo, bo urwał mi się film.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz