niedziela, 15 listopada 2015

One shot 2 cz 2 " Bo to czy będę szczęśliwa zależy od ciebie"

Obudził mnie straszny ból głowy. Nie otwierając oczu, przewróciłam się na drugi bok, uderzając o coś. Po chwili usłyszałam jęknięcie. Szybko poderwałam się z łóżka. Za szybko. Ból w głowie był niewyobrażalny. Spojrzałam na siebie. Do jasnej cholery jestem naga! Co ja wczoraj zrobiłam?! Prędko okryłam się prześcieradłem i mocno zacisnęłam powieki, myśląc, że to tylko sen, a ja się zaraz z niego wybudzę. Jednak to nic nie zmieniło. Spojrzałam no osobę, którą zepchnęłam z łóżka. Toż to do cholery Malfoy!
- O nie....tylko mi nie mów, że myśmy....- zaczęłam, ale mi przerwał.
-się przespali? Tak, zrobiliśmy to- powiedział i zamykając oczy rzucił się na łóżko, a po chwili zrobiłam to samo. Po jakimś czasie spojrzałam na blondyna. Do pasa był zakryty jakimś zielonym kocem. Z powrotem zamknęłam oczy i wypuściłam głośno powietrze z ust.- eh...i co teraz będzie?- zapytał dziwiąc mnie.
- co? Chyba sam wiesz...- mruknęłam. Wiedziałam, co będzie. Powie, że to był błąd, że mamy o tym zapomnieć, a co ja zrobię? Zgodzę się, bo nie powiem mu, co tak naprawdę do niego czuję.
- czyli zapominamy? Udajemy, że nic się nie stało, tak będzie lepiej i dla mnie i dla ciebie- powiedział patrząc mi w oczy.
- tak będzie lepiej- szepnęłam- może dla ciebie, ale nie dla mnie- mruknęłam, tak, aby tego nie usłyszał.
- mówiłaś coś?- zapytał.
- nie, nic- uśmiechnęłam się.

*******************************



- Kiedy zaczynają się te lekcje?-zapytałam Hermiony.
- em...za 3 minuty!- pisnęła patrząc na zegarek. Pędem puściłyśmy się w stronę Pokoju Życzeń. Zamknęłyśmy oczy i pomyślałyśmy gdzie, chcemy się teraz znaleźć. Po chwili otworzyłyśmy oczy, a przed nami były wielkie ciemno brązowe drzwi.
Weszłyśmy do środka i ujrzałyśmy wszystkich.
- Ash! Miona! Chodźcie tu!- zawołał Harry, który stał w pod ścianą z Ronem. - spóźniłyście się, dlatego wam powiem, co dziś ćwiczymy. A więc, zaczynamy od zaklęcia rozbrajającego przeciwnika Expelliarmus. Zaczynamy- uśmiechnął się.


W taki sposób zaczęliśmy potajemnie trenować Obronę Przed Czarną Magią. Już jest po świętach. Dokładnie w połowie stycznia. Nie powiedziałam jeszcze, co stało się po tej pamiętnej sytuacji z Malfoy'em, która była dokładnie półtora miesiąca temu. A więc, my się....przyjaźnimy? Nie wiem, czy to dobre określenie.... No bo spotykamy się...ale potajemnie. Pokazał mi, co oznacza prawdziwa przyjaźń, a ja mu udowodniłam, że naprawdę jest coś wart. Po zdradzie Parkinson, nie był sobą. Ona go całkowicie omotała! Jak można potraktować tak chłopaka, który dbał o ciebie, na każdym roku, pokazywał swoją miłość... Jak można być aż tak podłym, żeby zdradzić go, z jego najlepszym przyjacielem?! Draco jest naprawdę miłym i sympatycznym chłopakiem, wbrew pozorom zawsze umie mnie pocieszyć i wesprzeć. Mimo tego, że jesteśmy przyjaciółmi, moje uczucie do niego nie wygasło, wręcz przeciwnie. Jest coraz większe! Z dnia na dzień coraz bardziej się w nim zakochuje, z dnia na dzień, pozwala mi siebie odkrywać na nowo. Co dziennie dowiaduję się o nim więcej, czym mnie zachwytuje. Najbardziej martwi mnie to, że ani Harry, ani Ron nie lubią Draco, bliźniacy jakoś wytrzymują jego towarzystwo tak jak dziewczyny, ale Harry i Ron go po prostu nie cierpią!
Eh...oni myślą, że Draco jest taki, bo...po prostu tak. Ja wiem, czemu tai jest, nie dziwię się, skoro od małego był wychowywany w rodzinie, która mówiła, że on jest najlepszy, a inni powinni czuć się zaszczyceni jego spojrzeniem. Od dziecka wpajano mu, że dzieci mugoli, nie są niczego warte, są nikim, mają brudną krew i nie warto się z nimi zadawać. On był tak po prostu wychowywany więc trudno się dziwić. Mogę tylko powiedzieć, że jak jesteśmy sami, jest inny. Zupełnie inny. Jest miły, sympatyczny, zabawny, czasami zrzędliwy, skromny, uprzejmy, romantyczny...Ostatnio rozmawiałam z nim na pewien temat, który dziś zrealizujemy..
- cześć Ashley- uśmiechnął się całując mnie w policzek. Pozwalaliśmy sobie na takie coś, jeśli tylko nikogo nie było w pobliżu.
- hej Smoku- również pocałowałam go w policzek.- idziemy?- zapytałam.
- ale jak oni się nie zgodzą...?- zaczął niepewnie.
- nie martw się, na pewno się zgodzą.- pociągnęłam go za rękę w stronę Pokoju Życzeń. Po chwili byliśmy w środku, a oczy wszystkich zwróciły się na nas.
- Co on tu robi!? Czemu pozwoliłaś wejść tu temu Ślizgonowi?!- wydarł się Harry podchodząc do nas.
- Harry....- zaczęłam, ale Ron mi przerwał.
- Ashley! Przecież to Malfoy do jasnej cholery!- krzyknął.
- mówiłem...-usłyszałam szept Draco przy moim uchu. Wkurzyłam się na przyjaciół.
- co on tu robi? Aktualnie stoi jak nie widać- warknęłam w stronę Pottera.
- po co go tu wpuściłaś?- warknął Weasley.
- przyszedł tu ze mną, bo chce do nas dołączyć- powiedziałam stanowczo łapiąc rękaw koszuli blondyna, wiedziałam bowiem, że chce opuścić pomieszczenie.
- hahaha nie rozśmieszaj mnie-zaśmiał się Harry.
- ona mówi prawdę.- pierwszy raz odezwał się Draco. Odwróciłam się w jego stronę. Wspominałam, że czasami jest nieśmiały? Nie? To teraz sami wiecie. 
Blondyn miał głowę spuszczoną w dół, ręce w kieszeniach, a prawą nogą kreślił małe kółka na podłodze.
- Ty? Żartujesz sobie z nas? - zaśmiał się ponownie Harry.
- wiem coś, co może wam się przydać- powiedział.
- niby co? To, że jesteś lalusiowatym, rozpieszczonym Ślizgonem? Rozczaruję cię Malfoy, ale to już wszyscy wiedzą- zakpił Ronald stając obok mnie. Na co uderzyłam go lekko w tył głowy.
- Au!- pisnął.
- to co masz?- zapytał Harry.
- Mam kontakt z Voldemortem. On mi ufa. Wiem więcej niż wam się wydaje.-powiedział. Na sali wszyscy zamarli. Słyszeliśmy nasze spokojne oddechy, nikt nie miał zamiaru się odzywać.
- J-jak?- zapytała Ginny podchodząc do nas.
- Moi rodzice są Śmierciożercami...nie chce być taki jak oni...nie jestem po stronie Voldemorta, dlatego chce do was dołączyć- powiedział już pewniej.
- ale jesteś pewny? Wiesz, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać może cię za to ukarać? Nawet zabójstwem- powiedziała Miona. Nie pomyślałam o tym...Boże jaka ja głupia! Mogłam mu wybić ten pomysł z głowy, a teraz przez to, że mu to powiedziałam, może zginąć! Ale ze mnie idiotka! Spojrzałam zmartwiona na blondyna, zdziwiło mnie to, że akurat na mnie patrzył. W moich oczach wręcz było widać błaganie, aby jednak z tego zrezygnował. Zauważył . Wiem to.
- jestem pewny- myślałam, że go uduszę! Ale przecież to moja wina...!



*tydzień później. Oczami Ashley*
Ja, Ron, Miona, Fred, George i oczywiście Harry i Ginny siedzimy w pokoju wspólnym.
- i co robimy dalej?- zapytała rudowłosa.
- jak to co? Póki co nic. Jest spokój- rzekł Potter.

* na korytarzu, pół godziny później*
- Ash....ty i Malfoy jesteście razem, prawda?- zapytała Ginny patrząc na mnie i blondyna, na co się zarumieniłam.
- nie tylko- zaśmiał się Draco na co dałam mu kuksańca w ramie.
- nie tylko? To co jeszcze?- zaciekawili się bliźniacy, na co się zaśmiałam.
- em...no bo...no o my...no ja...em...jestem w ciąży- szepnęłam. Ich reakcja-bezcenna.
- Aaaa!-pisnęła.




****************************************
Już jest okey...wszystko jest okey...mam wspaniałego trzyletniego synka Scorpiusa. Jest całkowitą kopią swojego ojca. Ja i Draco jesteśmy małżeństwem od dwóch lat. Mam wspaniałego syna, męża, przyjaciół...kocham ich wszystkich! Ciesze się, że trafiliśmy an siebie, że udało nam się przejść przez to wszystko. Scorpius uwielbia się bawić z Fredem i Georgem, czasami mam tej dwójki dość, mają dwadzieścia trzy lata, a dalej zachowują się jak dzieci, dalej robią kawały, ale jak widzę na ich twarzach uśmiech, albo na twarzy mojego synka, cieszę się z tego życia. Wiem, że mam prawdziwych przyjaciół, którzy mnie nie opuszczą, Są niesamowici. Ginny jest z Harrym, a jej bracia...cóż...nie byli z tego na początku zadowoleni, ale teraz cieszą się z szczęścia swojej siostry. Mają córkę- Gabi. Jest śliczną rudowłosą dziewczynką. Ma półtora roku, a z charakteru wdała się w matkę. Bliźniacy również znaleźli szczęście w miłości. George ma żonę- Angeline i syna Lee. A Fred jest od dwóch lat mężem Rosaline. Mają córkę- Eveline. Oczywiście Ron i Hermiona są razem...mają syna Jake'a oraz córkę- Camile.
Powtórzę się- mam wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Wiem jednak, że nasza historia jeszcze trwa, nie zakończyła się, wiadome też jest, że my nie możemy żyć normalnie....

wtorek, 10 listopada 2015

One shot 2 cz 1 "Bo to czy będę szczęśliwa zależy od ciebie'

Ygh! Jak ja jej nienawidzę! Ta wredna, czarna glizda!
Mam jej już dość! A tak w ogóle, to kogo mam dość? Pansy Parkinson.
Siedzę sobie z Harry'm na OPCM. Umbridge coś tam mówi, czego ja nie słucham, a przede mną siedzi na fałszywa jędza, razem ze swoim chłopakiem. Czyli kim? Malfoy'em.
- Colins, proszę odpowiedzieć na pytanie- powiedziała Dolores, wyrywając mnie  z zamyśleń.
- em...przepraszam, ale nie słuchałam pani- powiedziałam.
- to ostatnie upomnienie moja droga- powiedziała i znów zaczęła opowiadać nam o...czymś.
Po jakimś czasie usłyszałam dzwonek- zbawienie uczniów.
- Ashley...- zaczął Ron podbiegając do mnie.
- hmm...?- mruknęłam.
- bo..em... Możesz mi napisać to wypracowanie z transmutacji dla McGonagall?- poprosił.
- a Miona nie może?- zapytałam.
- ona...eh...powiedziała, że mam se radzić sam, ale za niedługo mamy OWTM-y i nie wyrobiłbym się z tym wszystkim, bo muszę się uczyć- mówił.
-eh..niech będzie- zaśmiałam się.
- dzięki, dzięki, dzięki!-krzyknął i tak po prostu odbiegł.
- Siema Ash- powiedział Fred podchodząc do mnie.
- hej- uśmiechnęłam się.
- mamy sprawę- powiedzieli jednocześnie z Georgem.
- co znowu?- zapytałam z uśmiechem.
- Em...- zaczął Fred.
- no..bo widzisz...- kontynuował George.
- co widzę?- zapytałam ciekawa.
- Jak zauważyłaś Umbridge nie potrafi nas niczego nauczyć....- powiedział George.
- no i Sama-Wiesz-Kto powrócił, więc potrzebujemy dodatkowej nauki...- kończył drugi bliźniak.
- No i Hermiona powie ci szczegóły- powiedzieli jednocześnie, po czym tak samo jak ich brat, po prostu odeszli.
- Ashley!- usłyszałam Hermionę, a ta po chwili stała obok mnie.
- co się stało?- zapytałam.
- no Ron zaprosił mnie na bal...a ja się zgodziłam!- pisnęła, a ja razem z nią. - najgorsze jest to, że nie mam żadnej sukienki.- zasmuciła się.
- nie martw się, ty masz partnera, a ja nie..-zaczęłam.
- Fred....albo Geroge...nie wiem...ktoś z nich chciał cię zaprosić.- zaśmiała się, a ja razem z nią.


*piątek, Hogsmeade*
Jestem z Hermioną, Ginny, Luną i Cho w sklepie. Każda z nas rozgląda się za sukienką. Najpierw szukamy dla Lovegood.
Po jakimś czasie, w końcu znalazłyśmy. Potem zaczęłyśmy szukać odpowiedniej dla Granger, zajęło nam to mniej czasu niż szukanie odpowiedniej sukienki dla Luny, ale znalazłyśmy to cudo. Dla Ginny wybrałyśmy taką kieckę, dla Cho taką. Po dłuuugim czasie, w końcu zdecydowałam się na tą sukienkę.
- Cho, a z kim ty w końcu idziesz?- zapytała Ginny.
- z Cedrik'iem- uśmiechnęła się.- a wy, z kim idziecie?- dodała.
- ja idę z Harry'm- powiedziała Weasley.
- ja z Ronem- uśmiechnęła się Hermiona.
- a mnie zaprosił Neville- oznajmiła Luna.
- a mnie nikt nie zaprosił, więc idę sama- uśmiechnęłam się.
- czemu mu nie powiesz?- zapytała Ginevra.
- jesteśmy w siódmej klasie, czyli siedem lat odkąd go poznałaś, a dwa lata odkąd coś do niego czujesz- mówiła Lovegood.
- Ale on jest Ślizgonem! Wiesz, że nie mogę...on ma dziewczynę, a ja mu nie powiem "cześć, wiesz co? Podobasz mi się od piątej klasy, zerwij ze swoją dziewczyną, bo chce być z tobą", to chyba oczywiste- zaśmiałam się.


*sobota, bal*
Siedzę przy stole i patrzę na tańczące pary. W mojej ręce błyszczy kieliszek z Ognistą. Już nawet nie wiem który, nie liczę.
- Ash chodź do nas! - zawołała Ginny, ale ja odmówiłam. Wolałam powoli sączyć napój z szklanego naczynia, niż poruszać się na parkiecie. Odwróciłam się w drugą stronę, a tam szok. Pansy, całuje się z Blaise'm! Parkinson przecież ma chłopaka! Patrzę trochę bardziej w lewo i GO dostrzegam. Patrzy na swoją dziewczynę, która liże się z jego najlepszym przyjacielem. Jego wyraz twarzy wykazuje złość, ale też głęboko ukryty smutek. Widzę to. Chłopak z niedowierzaniem kiwa głową po czym opuszcza salę. Nie wytrzymuję i po prostu za nim wychodzę. Nim opuściłam pomieszczenie, spojrzałam jeszcze na Mione, na co ta puściła mi oczko. Wbiegam za nim po schodach i łapię go za ramię. Chłopak odwraca się w moją stronę i dopiero wtedy do mnie dociera, że nie wiem co powiedzieć.
- Draco...- zaczynam, a w moich oczach widać zakłopotanie.
- chodź ze mną- prosi. Nie zaprzeczam. Nie robię nic przeciwko temu, po prostu łapię jego dłoń i idę. Po chwili spostrzegłam, że jesteśmy w jego osobnym pokoju. Siadamy na kanapie, a blondy magią przywołuje Ognistą i dwa kieliszki.
- Nie wiem jak mogłem być tak ślepo w nią zapatrzony...- mówił popijając trunek. - Mówiła jak bardzo mnie kocha- kłamała. Mówiła jak bardzo jej zależy- kłamała. Mówiła, że nigdy mnie nie opuści- kłamała. Mówiła, że jestem jedynym w jej życiu- kłamała. Wychodzi na to, że nawet dla niej jestem zbyt mało dobry....jestem za słaby- mówił.
- nie mów tak.... to, że cię nie doceniła, to jej problem. Jesteś niesamowitym chłopakiem, a ona w końcu zrozumie, jak wielki błąd popełniła, będzie tego żałować...Miała przy sobie, tak wspaniałego chłopaka, a wybrała innego, nie rozumiem jej...jak widać, nie była ciebie warta, byłeś dla niej zbyt dobry- uśmiechnęłam się, wypijając następny kieliszek, co on odwzajemnił.
- czemu to robisz?- zapytał patrząc mi w oczy.
- ale co?- nie rozumiałam.
- no pomagasz mi...wspierasz, próbujesz pocieszyć...przez siedem lat, nie byłem dla ciebie dobry, a ty tak po prostu próbujesz mi pomóc.- zdziwił się.- zawsze mnie unikałaś, nie reagowałaś gdy do ciebie mówiłem....nie rozumiem tego- mówił.
- nie byłeś za dobry, ale eh... nie potrafię tego wytłumaczyć....a nie reagowałam na to, gdy do mnie mówiłeś, bo jakbyś nie zauważył, obok ciebie zawsze kręciła się Parkinson, tym bardziej, jak do mnie
podchodziłeś. Uznała mnie za swoją "konkurencję" i tak zostało do końca- powiedziałam. Nagle, znikąd poleciała wolna melodia. Dopiłam swój kieliszek, a Draco do mnie podszedł.
- mogę prosić?- zapytał wyciągając rękę.
- ależ z miłą chęcią- uśmiechnęłam się łapiąc jego dłoń.
Stojąc na środku pokoju, zaczęliśmy kołysać się w rytm melodii. Blondyn swoje dłonie umieścił na swojej tali, a ja swoje na jego szyi. Przez cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Gdy piosenka ucichła, nasz kontakt wzrokowy się nie urwał. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać...i stało się. Poczułam jego miękkie usta na swoich, a w brzuchu tysiące motyli. Czułam jak rozrywa mnie ze szczęścia od środka. Po chwili poczułam jak przejeżdża językiem po moich wargach. Wiedziałam czego chce. Otworzyłam usta, pozwalając mu tym samym na więcej. Jego język od razu połączył się z moim. Nasze ciała i dusze dopasowały się do siebie, jakby były dla siebie stworzone. W tej chwili nic się dla mnie nie liczyło, poza chłopakiem, któremu oddałam serce.
Szczerze? Nie wiem, co potem się działo, bo urwał mi się film.

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 7

*Oczami Ashley*
Następnego dnia obudziły mnie Van, Eve i Alex. Wiem, że ostatnio spędzałam z nimi coraz mniej czasu, ale postanowiłam to nadrobić. Spojrzałam na zegarek- 7:34. Dziś niedziela.
- Ash szykuj się- odparła Alex wychodząc z łazienki. Była ubrana w to.
- po co? Przecież dziś nigdzie nie wychodzimy- powiedziałam kuląc nogi pod brodą.
- ale cały dzień jesteśmy zajęte- odparła Eveline. Nie mówiąc już nic, ruszyłam do łazienki, biorąc przednio ubrania (bez torebki- od aut.). Po wykonaniu porannych czynności i ubraniu się, w końcu opuściłam "pokój czystości".
Gdy ścieliłam łóżko usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- proszę- powiedziała Over stojąc najbliżej. Po chwili do pokoju weszła Ginny.
- cześć dziewczyny- przywitała się- Ashley, Snape chce z Tobą rozmawiać.
- wiesz może o co chodzi?- zapytałam rudowłosej.
- nie mam pojęcia- odparła.
-to ja idę- powiedziałam i opuściłam dormitorium kierując się w stronę gabinetu Snape'a. Zapukałam do drzwi, a kiedy usłyszałam "proszę" weszłam do środka. Oprócz Snape'a był tu także Draco, na którego widok się uśmiechnęłam. Jednak mój gest nie został odwzajemniony.
- o co chodzi?- zapytałam zmartwiona patrząc na profesora Severusa.


*Narrator*
Wyszli z gabinetu. Oboje nie byli zadowoleni z tego co usłyszeli, ale widzieli, ze nie mają innego wyjścia. Nie wiedzieli co będzie dalej, ale jednego byli pewni. Muszą to skończyć. Brunetka rozejrzała się ukradkiem po korytarzu. Zauważyła kilka Ślizgonów, między innymi Blaise'a i Parkinson, na końcu korytarza stała Hermiona, Alex, Ron i Harry, było też kilku Krukonów i Puchonów. Jej wzrok znów padł na blondyna stojącego przed nią. Kiwnął ledwo zauważalnie głową i spojrzał jej w oczy.
- Nienawidzę cię!- krzyknęła dziewczyna zwracając tym samym uwagę prawie wszystkich osób na korytarzu.
- Co ja ci znowu zrobiłem?!- on również podniósł głos.
- Co zrobiłeś?! Ty jeszcze masz czelność mnie pytać?! Jesteś zwykłym bezuczuciowym dupkiem!- krzyczała dalej, a wokół nich zaczęli zbierać się uczniowie robiąc za "widownie".
- Jak mnie nazwałaś?! Nie masz prawa tak do mnie mówić!
- Za kogo ty się uważasz, co?! Wiesz co?! Nienawidzę cię! Nie odzywaj się do mnie! Wynoś się z mojego życia!- krzyknęła na odchodne Ashley po czym odbiegła z miejsca "afery".
Wpadła do swojego dormitorium ze łzami w oczach i rzuciła się na łóżko.
Od tej chwili już nic nie będzie takie same. Wszystko się zmieni. Wszystko.
To koniec. Nie mogą być razem. Po prostu nie mogą. Za dużo zasad by złamali.
Za dużo zła by wyrządzili. Ich miłość jest zakazana. Niespełniona. Niemożliwa.
Nikt by tego nie zaakceptował. Nikt nie mógłby im pomóc.
Za dużo musieliby poświęcić, aby być razem.
Nie wiadomo czy by przeżyli. Życie to jedna wielka niewiadoma, raz masz szczęście, a za drugim razem dostajesz kopa. Po prostu nikt nie wie, co może zdarzyć się jutro, a co dopiero za kilka lat.
W każdej chwili możesz pożegnać się życiem. Po prostu zniknąć. Umrzeć.
Niektórych, twoja śmierć będzie cieszyć. Inni będą na to patrzeć z obojętnością.
Ale znajdą się też tacy, którzy nie będą w stanie się z tym pogodzić, będą cierpieć do końca.
Są ludzie, którzy pragną śmierci jak niczego innego. Tym samym pokazują swoją słabość. Bezsilność.
Oni nie są w stanie poradzić sobie z przeszkodami jakie stawia im na drodze los.
Tacy ludzie potrzebują wsparcia bliskich. Przyjaciół.
Trzeba im pokazać, że nie są z tym wszystkim sami.
Trzeba im pokazać, że jednak coś znaczą...
Że mają dla kogo żyć....
Że, gdy się uśmiercą, ludzie, którym na nich zależało, będą cierpieć.
W takiej sytuacji nie myśl tylko o sobie. O bólu, który czujesz.
Ponieważ ból po straci bliskiej ci osoby jest najgorszy. Taka osoba uświadamia sobie, że była w stanie ci pomóc, a jednak tego nie zrobiła. Obwinia się. Obwinia się o twoją śmierć.
Warto korzystać z tego, co mamy.
Warto cieszyć się z trwającej chwili.
Nie kończ jej, póki nie musisz....

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 6

**Oczami Ashley**
- Harry zniknął!- do gabinetu McGonagall wbiegł Ron.
- co?!- zapytałam w tym samym czasie z dziewczynami.
- powiedział, że idzie do łazienki....i nie wrócił.-szepnął.
- mówił coś wcześniej?- zapytał Dumbledore pojawiając się znikąd.
- coś o horkruksach- mamrotał Weasley.
- gdzie on może być?-  Eve zapytała profesora Albusa.
- chyba nie myślicie, że opuścicie teraz szkołę- warknął Snape.
- ale...-zaczęłam.
- nie ma żadnego ale- przerwał mi...Draco? O co tu chodzi?
- wy idziecie do pokoju Granger- powiedziała McGonagall wskazując na mnie oraz dziewczyny.
- a...?- zapytałam. Znów mi przerwano do cholery!
- co 'a'? Żadne 'a' tylko idziecie do góry- rozkazał profesor Severus.
- Draco!- krzyknęłam, a on na mnie spojrzał.
- c-co?- zapytał.
- o co w tym wszystkim chodzi?- zapytałam spokojniej.
- nie ma teraz czasu na wytłumaczenia, idziecie do pokoju- rozkazał Snape.
Miałyśmy już wyjść. Stałam przy drzwiach i powoli przekraczałam próg. Ale nie wyszłam. Zrobiłam coś, czego zupełnie się po sobie nie spodziewałam. Nigdy bym nie pomyślała....że po tym wszystkim co się stało, ja...tak po prostu to zrobię.
Szybko się odwróciłam i podbiegłam do Dracona. Spojrzałam mu w oczy, a potem delikatnie musnęłam jego usta. Gdy znów spojrzałam w jego szare tęczówki, zobaczyłam zdziwienie...i szczęście? Nadzieje? Nie wiem. Nie zastanawiałam się. Po prostu odwróciłam wzrok i szybko opuściłam pomieszczenie.
Dopiero teraz to do mnie dotarło.
Pocałowałam go.
Ja go nienawidzę, ale jednak kocham.
Jak to możliwe?
Boże, co ja zrobiłam...?


*3h później Oczami Ashley*
Od trzech godzin siedzę na parapecie.
Od trzech godzin do nikogo nic nie mówię.-
Od trzech godzin o tym myślę.
Od trzech godzin myślę o NIM.
- Ash?- usłyszałam niepewny głos obok mojego ucha. Powoli odwróciłam głowę w stronę rudowłosej. Spojrzałam na nią smutnym wzrokiem, ale nic nie powiedziałam- em....myślisz, że wszystko będzie dobrze?- zapytała ze łzami w oczach.
Po chwili z moich oczu popłynęły łzy, rozbeczałam się na dobre  i przytuliłam do Ginny i Hermiony.
- Ash!- usłyszałam w drzwiach krzyk...Rona? Co on tu robi?!- Snape cię woła!- krzyknął- chodzi o Draco- usłyszawszy imię blondyna szybko wybiegłam z pokoju i popędziłam w stronę gabinetu Severusa razem z Weasleyem.
- panie profesorze, o co chodzi?- zapytałam szybko.
- Draco jest w skrzydle szpitalnym, pod opieką pani Pomfrey. Trafiłby do szpitala św. Munga, ale poza szkołą, panuje zbyt wielkie zagrożenie....Malfoy dostał Crucio, a następnie Sectumsemprą...Od samego Czarnego Pana...Mało brakowało....Gdybyśmy znaleźli go kilkanaście sekund później...Wykrwawił by się....- mówił Snape.- Czarny Pan zniknął...Harry nie odnalazł horkruksów... nic nie pamięta...znaleźliśmy go gdy wracaliśmy do Hogwartu...był nie przytomny...nie pamięta co tam robił...Możesz iść do skrzydła szpitalnego...Malfoy na ciebie czeka- nie czekając ani chwili dłużej pobiegłam do wspomnianego wcześniej pomieszczenia.
- O Boże....-szepnęłam widząc blondyna na łóżku szpitalnym. W moich oczach rozbłysły łzy, zakryłam usta dłonią i powoli podeszłam do Malfoya. Miała zamknięte oczy...pewnie śpi...
Po cichu usiadłam na krześle i delikatnie dotknęłam lodowatej dłoni Dracona. Drgnął.
- Ash...?- usłyszałam cichy głos. Szybko spojrzałam na twarz blondyna. Miał otwarte oczy.
- Jak się czujesz?- zapytałam.
- już lepiej- chyba chciał się uśmiechnąć, ale wyszedł mu grymas.
- możesz mi w końcu wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi?- zapytałam.
- em....wszystko zaczęło się jakieś półtora miesiąca po balu... Gdy w weekend pojechałem do domu... do rodziców. Wytłumaczyli mi wszystko....jestem śmierciożercą Ashley- po ostatnim zdaniu odwrócił głowę.
- Draco...- szepnęłam, ale on nie zareagował.- spójrz na mnie.- powiedziałam. Znów zero reakcji- proszę- dodałam wręcz błagalnie.
- nie rozumiem cię- w końcu usłyszałam jego głos. Spojrzał mi w oczy.- myślałem, że nie będziesz chciała mnie znać, po tym, gdy dowiesz się prawdy- dodał widząc moją minę.
- co? Draco, nie ważne jest kim jesteś...tylko jaki jesteś. Dla mnie nadal będziesz tym samym chłopakiem, który zawsze jest gdy go potrzebuje, na którego mogę polegać, któremu mogę ufać, którego nadal kocham- szeptałam. Po ostatnich słowach, w jego oczach można było ujrzeć....iskierki szczęścia?
- ty po tym wszystkim co ci zrobiłem, jaki dla ciebie byłem...ty dalej mnie kochasz?- uśmiechnął się.
- yhym- mruknęłam zarumieniona i spuściłam głowę w dół.
- też cię kocham- te słowa zadziałały na mnie, jakby prąd mnie kopnął. Spojrzałam w jego stalowe tęczówki i szczerze się uśmiechnęłam.
- emm...hej Ash- usłyszałam za sobą...Harry'ego?
- od kiedy tu jesteś?- zapytałam.
- od początku- warknął. Co?
- o co ci chodzi?- nie rozumiałam.
- o co chodzi? Leże bliżej drzwi, a ty normalnie wchodzisz i jakby nigdy nic podchodzisz do Malfoy'a, a na mnie nie zwracając ani trochę uwagi-warknął.
- nie czepiaj się jej- powiedział Draco.
- myślisz, że obchodzi mnie twoje zdanie? Jesteś śmierciożercą! Nie zdziwię się, jeśli profesor Dumbledore wywali cię z Hogwartu- powiedział.
- Harry!- usłyszeliśmy Albusa.
- tak psorze?- zapytał miło.
- pan Malfoy nie wyleci z Hogwartu. Jest śmierciożercą, ale sprzeciwił się Voldemortowi, przez co teraz tu leży.- powiedział Drops.
- że co?- nie wierzył brunet.
- nie zrozumiałeś?- zapytałam wściekła.
Nie otrzymałam odpowiedzi, ponieważ do sali weszła pani Pomfrey.
- proszę żebyście opuścili salę, ponieważ panowie Potter i Malfoy muszą wypoczywać.-powiedziała. Draco szybko usiadł, sprawiając sobie przy tym ból, sądząc po grymasie na twarzy.
- to pa- uśmiechnęłam się.
- pa -odparł. Wstałam i nachyliłam się do blondyna, aby dać mu buziaka w policzek, ale ta blondyna odwróciła twarz, przez co pocałowałam go w usta. Chciałam się już oderwać, ale Draco szarpnął zębami moją dolną wargę i złączył nasze usta w pocałunku, który oczywiście odwzajemniłam. Po koniec blondyn przejechał swoim językiem po moich ustach, a następnie przygryzł moją górną wargę.
- pa- powiedziałam oderwawszy się od niego.
- pa- odpowiedział puszczając moją dłoń. Podeszłam do drzwi i ostatni raz spojrzałam na Malfoy'a po czym opuściłam salę.
- Ashley...jest 02:26, nie musicie iść do szkoły, ponieważ dziś dużo się działo... nie martw się...będzie dobrze- mówił Dumbledore gdy wyszliśmy na korytarz i nie czekając na moją odpowiedź odszedł.


**Oczami Ashley, Rano**
Biegnę przed siebie i rozglądam się wokół. Jestem w lesie. Jest noc i prawie nic nie widać.
- Ashley!- usłyszałam za sobą głos. Przyśpieszyłam.
- Stój!- następny głos. Tym razem inny.
- Zostawicie mnie w spokoju!- krzyczę. Biegnę przed siebie.- Draco?- zapytałam widząc kogoś przed sobą. Zaczęłam biegnąć w tamtą stronę. Zamarłam.
Przede mną leżał Malfoy w kałuży krwi. Usiadłam obok niego i zalałam łzami. Nie było czuć pulsu.
On nie żyje.
Nie ma go.
Zostawił mnie.
Opuścił.
Dotknęłam swoją dłonią, jego zimnego policzka. Zbliżyłam się do jego twarzy i po raz ostatni złożyłam delikatny pocałunek a jego ciepłych ustach.
- a więc przyszłaś- usłyszałam głos przed sobą. Prędko podniosłam głowę. Zamarłam.- Avada Kedavra!- krzyknął , a ja ujrzałam zielone światło pędzące w moją stronę.
- Nie!- usłyszałam głos. Ten głos. Ten, którego pragnęłam w tej chwili usłyszeć. Ten, którego teraz potrzebowałam.
Obudziłam się zalana łzami. Byłam cała spocona. Jest 11:54. Długo spałam. Szybko ubrałam białą bluzę z napisem, jeansy z wysokim stanem, a do tego czarną bandamkę i tego samego koloru conversy, wcześniej wykonując poranne czynności.
Szybko popędziłam do sali szpitalnej. Szok. Nie ma tam nikogo. Pusto. Zupełnie pusto.
Pobiegłam do wielkiej sali. Wszyscy byli. Jednak go nie widziałam.
-Draco!- pisnęłam widząc go rozmawiającego ze profesorem Snape'em. Chłopak odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął. Szybko do niego podbiegłam i przytuliłam, co oczywiście odwzajemnił.
- Panno Colins- usłyszałam głos Severusa.
- tak?- zapytałam odrywając się od Dracona.
- jesteś podobna do matki- uśmiechnął się a mnie zatkało. Lecz nim zdążyłam o cokolwiek zapyta, profesora już nie było.
- kocham cię- usłyszałam obok ucha.
- a ja ciebie- odparłam łącząc nasze usta w pocałunku....
Nie wiedziałam, że to się tak skończy. Nie wiedziałam, ile ludzie mają tajemnic.
Bałam się. Bałam się przyszłości i nadal się boje.
Nikt nie wie, co spotka nas juro, a co dopiero za dziesięć lat. Nie sądziłam, że kiedykolwiek doznam szczęścia, że spotkam prawdziwych przyjaciół, prawdziwą miłość. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, ale nigdy nie wolno się poddawać, trzeba walczyć dalej. Nie można się poddać, tak po prostu wszystko zostawić, nie warto tego marnować. Nie można cofnąć straconych dni, można jedynie sprawić, aby kolejne były pełne szczęścia i uśmiechu. Często też próbujemy też znaleźć skrót, skrót przez życie, ale nie warto, ponieważ najbardziej smakuje to, co kosztowało nas najwięcej wysiłku. Ludzie nie doceniają tego daru, jakim jest życie. Niektórzy pragną je zakończyć, a niektórzy, walczą, aby dalej żyć. Trzeba to szanować. Nie poddawać się i iść na przód. Nigdy nie wierzyłam, że moje życie będzie tak kolorowe i ciekawe. Byłam normalną dziewczyną, z normalnej rodziny. A tu nagle się dowiaduje, że jestem czarodziejką. Umiem czarować. To było dla mnie ekscytujące i takie..nowe. Nie codziennie się dowiaduje, że potrafię władać czarami. Cieszę się, że mam takie życie. Nie zamieniłabym go, na jakiekolwiek inne. Cieszę się, że nie poddałam się, gdy nie miałam już siły, tylko szłam naprzód. Teraz też nie mogę się poddać. Nie mogę.
Mam dla koga walczyć...



Boom! Jest rozdział 6 <3
Trochę długo zajęło mi pisanie, ale w końcu jest :**
Nie będę się rozpisywać bo oglądam HP xDD
Wercia pozdrawiam <333